No i stało się...
... jak powiadają kronikarze. Wszystkie wielkie dla polskiego lotniarstwa wydarzenia stopiły się w jedną MEGA-lotniarską imprezę, która to miała miejsce w pięknym mieście Pińczowie.
Gości było co niemiara...
Wymieniając co znaczniejszych: Grzesiek Cedro - Maestro nasz; Andrzej Włodarczyk - honorowy Gospodarz lotniowy Pińczowa. Rzeczywiści Gospodarze Pińczowa również dopisali.
Romek Rocławski - najlepszy w tym roku lotniarz w Polsce i zwycięzca Pucharu, Maciej Fuczik - Zwycięzca Nagrody Fair Play i ex-aequo (chyba tak to się pisze) z Michałem Olszewskim - najmłodszy stażem uczestnik Pucharu, młodzi lotniarze, przyszli lotniarze, lotniarze tworzący historię - Grzesiek Kocjan, Paweł Wierzbowski, Alan Don, z rodzinami, dziećmi, sympatykami i wielu, wielu innych, których wymienić nie sposób.
Byliśmy tam też i my - admini portalu lotnie.pl. Lataliśmy, wręczaliśmy sobie nagrody, miód i wino piliśmy, no i najważniejsze - korzystaliśmy z dobrodziejstw przepięknego, jesiennego słońca, które było gościem honorowym i spędziło z nami pełne dwa dni.
Ale może po kolei...
Najpierw były loty za motolotnią. Udane nadspodziewanie i zaskakująco dobrze. Z Grześkiem Cedrą zrobiliśmy "prawie" docel-powrót za Busko i z powrotem. Zabrakło 1,23 km...
Romek miał 3 przygody z holowaniem, ale wykazał wytrwałość godną bohatera i polatał wreszcie w upragnionej termice. Endrju stał się żywą reklamą wyrobów Aerosa, przez ponad godzinę utrzymując się z gracją w powietrzu nad lotniskiem, co liczni zgromadzeni podziwiali i oglądali, i doceniali. Inni wszak podniebni herosi znikli im z oczu i tylko Andrzeja "stało" do podziwiania w akcji.
Szybko i sprawnie ruszyła potem ekipa z Pińczowa z wyciągarką, holując lotniarzy chętnych do lotów wyciągarkowych, w tym "największego polskiego lotniarza", Jacka Juskowiaka, który przybył aż z Leszna.
Wieczorem rozpoczęła się część oficjalna i "gastronomiczna". Niektórzy "wielcy" wybrali co prawda część gastronomiczną we własnym zakresie, tracąc przy tym część oficjalną, ale większość właśnie w tej kolejności zaliczyła wieczór. Organizator Pucharu walnął krótką a treściwą i optymistyczną (mam nadzieję) mowę, i nawet się wzruszył, wieszcząc świetlaną przyszłość naszemu sportowi. Nagrody w postaci finansowej, książko-lotowej i koszulkowej (a nawet płynnej) zostały rozdane, po czym płynnie, wraz z hukiem korków od szampana, część oficjalna przeszła w półoficjalną, a ta w totalnie nieoficjalną, która trwała do późnych godzin nocnych ;)
Na drugi dzień...
było już bardziej leniwie. Hole za motolotnią nieliczne, zapoznawcze z Exxtasy odbywał Romek. Do holi zabrali się paralotniarze, ale i kilku z lotniarzy również nie próżnowało.
Powoli, wśród rozmów, relaksu lotniowego i dobrego jedzenia, upłynął drugi dzień uroczystości. Wreszcie nadszedł czas uścisków, pożegnań i... umawiania się na następny Puchar! Na wspólny wyjazd na Słowenię! I na jeszcze więcej wspólnych wyczynów.
I ja tam byłem, miód i wino piłem.
(co widziałem i słyszałem - w artykule zamieściłem.
- dopisek: Agi ;o))