No wiec jak obiecałem kilka słów o lataniu w Podberzovej.


Pierwszy nasz dzień (piątek) był dosyć wymagający jako, że całą noc spędziliśmy prowadząc, potem 2 godz snu na siedzeniu w samochodzie i juz do akcji. Pada hasło, że jedziemy na Kralovą holę i ruszamy - Witek już dzień wcześniej ma rozeznane lądowiska i chwała mu za to gdyż te podane przez organizatorów są dużo mniej wygodne dlatego samochód zostawiamy pod tym który znalazł Witek. Na Kralovej dosyć mocno wieje ale widok piekny. Szykujemy sie do lotów razem z zawodnikami - Fernando już nagrzany jak bułeczka w piekarniku rusza z kopyta ja czekam, aż większość towarzystwa wystartuje. Przed startem jeszcze mała poruta bo chwila nieuwagi przy obracaniu i wiatr przewraca mi lotnię, na szczęście sam daję radę szybko ją postawić z powrotem. Start bez problemów - wygodny bo spora stromizna i dobry wiatr. No to lecem - miałem chwilę przerwy w lataniu więc jakoś na początku jestem mocno zaaferowany więc nie bardzo sie skupiam na łapaniu noszeń (które i tak podobno były nie takie oczywiste) dlatego dosyć szybko tracę wysokosc i postanawiam ruszyć w kierunku lądowiska - po drodze próbuję pierwszy raz porządnie zaciągnąć windę - no i okazuje się ze jej umiejscowienie na ramieniu z boku to totalna lipa - strasznie trzeba się namęczyć... muszę ten system przerobić ( widac to w 2 min filmu). Sama lotnia (Bautek Milan) prowadzi się b fajnie - zwrotna - posłuszna - sterowanie nie wymaga wysiłku - jedynie mam nieco wątpliwości co do miejsca mojego podwieszenia ( ew umiejscowienia masztu) bo jakby za dużo wysiłku potrzebuję żeby ściągnąć sterownicę ale może kwestia przyzwyczajenia - potestuję z czasem. Dolatując nad lądowisko czuję ze chodza bąble więc zamiast lądowąc jeszcze z 20 min bawię się na nich ćwicząc wykręcanie kominków - świetna zabawa - ale od tego kręcenia w pewnym momencie mdli :) poza tym mam za ciasny kokon więc mimo tylko pół godz lotu czuję się zmęczony więc pora przysiadać - lądowanie spokojne bo miejsca od groma :)
Drugiego dnia znowu ruszamy na Kralovą tylko tym razem wiało juz naprawdę soldinie a do tego zaciągało chmury po wierzchołku więc po godz czekania zawody są odwołane - wszyscy składają lotnie zostaje tylko ekipa węgierska która po wyczekaniu okna w chmurach startuje błyskawicznie - mnie łapie zazdrość więc też przezwyciężam lenistwo - rozkładam na nowo lotnie i ruszam niestety wiatr juz osłabł wiec na żaglu cięzko uwisieć i po krótkim wierceniu się przy szczycie zlatuje na dół ( do tego pechowo moje radio w kieszeni układa się akurat na mojej nerce więc cały lot męczę się z cholerstwem - jednak wygoda w kokonie to podstawa!).

 

{youtube}JccrS9HtcmE{/youtube}