zdjeciaWczoraj przeleciałem swoją nową lalunię...
W zasadzie to najpierw przeleciał ją Andrzej.
No ale po kolei...

Wszystko zaczęło się w garażu...











Pod koniec stycznia Piotrolot zaprosił Andrzeja i mnie do Monachium na seminarium dla przelotowców, organizowane przez Klub Lotniowy Hochries. Właśnie kiedy wyjeżdżaliśmy na klubowe spotkanie, w garażu Piotrka pojawiła się ona... To było nasze pierwsze spotkanie. Piotr przedstawił nas sobie, miała na imię Merlin. Pomyślałem, że robi sobie ze mnie żarty i zaraz doda, że jest z domu Monroe, ale nie, okazało się, że pochodzi z austriackiej rodziny Seedwings. Już wtedy wiedziałem, że to będzie to, iskrzyło między nami i to bardzo. Merlin tak się rozgadała, że podała nawet jeden ze swoich wymiarów – 158.

Widziałem, że Andrzejowi i Piotrolotowi też wpadła w oko, no ale musieliśmy zmykać na seminarium. Po powrocie z Alp znowu spotkaliśmy się z Merlin i znowu w garażu. Tym razem wyznała nam, że jej marzeniem jest wizyta w Polsce, i chętnie zabrałaby się z nami. Obaj z Andrzejem stwierdziliśmy, że to świetny pomysł i już na drugi dzień pędziliśmy w trójkę niemieckimi autostradami do Polski.

Postanowiliśmy, że Merlin zatrzyma się w Mieroszowie – chciała odwiedzić dwie swoje siostry – Viagro i Vertigo, które od jakiegoś czasu właśnie tam przebywają. Niestety jak tylko przekroczyliśmy granicę, okazało się, że Mieroszów zasypały ogromne ilości śniegu, dlatego Merlin zatrzymała się w Gościńcu Radosno w Sokołowsku (http://www.radosno.pl/), Tak jej się tam podobało, że poprosiła, aby wszystkim przekazać, że jest to rewelacyjne miejsce jeśli chcesz przenocować, dobrze zjeść i wypocząć.

Przedłużająca się zima skutecznie uniemożliwiała nasze (moje i Merlin) ponowne spotkanie, a oboje nie byliśmy w stanie przestać o sobie myśleć. No ale nareszcie przyszła wiosna i wczoraj (19.03) szybko podjęta decyzja: dzień urlopu i jednodniowy wypad do Mieroszowa. Po pokonaniu ostatnich zasp śnieżnych udało się dotrzeć do celu, a ona już tam na mnie czekała.

Długo byliśmy sami, tyko ja i ona... dowiedziałem się dużo o niej, o jej cechach i możliwościach, pomogłem jej ponaprężać wszystkie swoje "mięśnie" i nawet wspólnie pobiegaliśmy.
Później dołączyli do nas Remigiusz i Andrzej. Postanowiliśmy wybrać się na romantyczną przejażdżkę rurakiem (bez niego byłoby ciężko – dużo mokrego śniegu). Wiadomo, że najpiękniejsze widoki są spod rampy...

Najpierw Remigiusz pierwszy raz w tym sezonie dosiadł swego rumaka (Marsa) i zainaugurował sezon lotniowy na FLY Rancho, chwilę później Andrzej porwał Merlin do podniebnego Tanga, no i oboje pokazali swoje możliwości. Jednak Merlin pozwoliła Andrzejowi tylko na jeden taniec, później oddała się już tylko mi.

Oj działo się, działo, cóż to były za emocje... Do tanga w wersji Andrzeja dużo nam jeszcze brakuje, ale pierwsze figury walca mamy już za sobą.

Po podniebnych ewolucjach był czas na czułości i wzajemne wyznania :)
Niestety dzień się szybko skończył i czas było wracać.
Już umówiliśmy się na kolejne spotkanie, bo oboje wiemy, że jesteśmy stworzeni dla siebie. Co więcej Darek, zazdrośnik jeden, jak się tylko dowiedział, że Merlin ma jeszcze kilka sióstr, poprosił o kontakt do jednej z nich. Podobno czeka już na niego w Mieroszowie, też ma na imię Merlin, ale ma mniejszy rozmiar - 148. :)


Pozdrawiam
Tomek


PS.1. Piotrolot jeszcze raz wielkie dzięki za skojarzenie nas (mnie i Merlin) ze sobą

PS.2. Andrzej dzięki za pierwsze podniebne tango z Merlin

PS.3. Merlin jest świetną partnerką do tańca, jest idealnie wyważona, pięknie reaguje, szybko się odrywa, nawet bez wiatru, jednym słowem jest super.


.