Poniższy tekst został przeniesiony ze starego Forum lotnie.pl-1
12.02.2006 Arti napisał:




Z tego co widzę (słyszę?), ludzie wstydzą się swoich błędów. Jeśli są głupie, to inni będą się śmiali, więc lepiej o nich nie mówić... Jeśli są poważne, to krążą przekazywane z ust do ust i zazwyczaj sprawca o tym nie wie, że urosły już do niepoważnych rozmiarów...
Może w takim razie wymieńmy się wpadkami, aby można było się uczyć na czyichś błędach?
W takim razie ja zacznę...



JAko początkujący lotniarz spędziłem kilka dni u Grześka na lotnisku. BYłem już na takim etapie, że latałem kilka kółek nad lotniskiem w wieczornym masełku. NIestety, nie posłuchałem Grześka i szkolenie robiłem jednym ciągiem. PO prostu siedziałem trzy tygodnie w KIelcach. W tym czasie biegałem i latałem pod jedną szkolną lotnią. Jak próbowałem innej (NIebo), ni jak mi nie wychodziło. ZApewne za mało próbowałem, wiem że ludzie uważają NIebo za fajną lotnię, ale mi jakoś na niej nie szło alt
POjechałem do siebie na przerwę i za jakieś dwa miesiące wróciłem. I tu w zasadzie zaczyna się ta historia.

PLan był pojechać kuszetką (mieszkam w GDańsku) wieczorem, wypoczęty stanąć koło dziesiątej na płycie lotniska i z marszu przystąpić do szkolenia. NIestety, PKP w sezonie wakacyjnym nie ciągnie kuszetek... CO za skucha. NO trudno, kupiłem bilet z miejscem do siedzenia i tak się jakoś przemęczyłem noc całą...

NA lotnisku byłem faktycznie koło dziesiątej... GRzesiek proponował abym poszedł się położyć bo i tak przed wieczorem mnie nie puści. ZAmiast posłuchać MAestro, przesiedziałem dzień cały w pięknym słoneczku, naświetlając oczy bez okularów... BYło miło, ale na pewno męcząco, z czego sobie jeszcze nie zdawałem sprawy...

CHłopaki latali coraz wyżej i wyżej męcząc NIebo, które ni jak mi nie pasowało i używali uprzęży, której od dawna nie miałem na sobie alt CZas mijał i w zasadzie pewne było, że na dzisiaj koniec. GRzesiek siedział na drugim końcu długiej liny i nic nie mówił że mam lecieć... W końcu chłopaki sami zaproponowali "MOże polecisz?". "POlecę...". SŁoneczko już gdzieś się chowało, ja cały dzień na SŁońcu po wspaniałej podróży w salonce PKP... UBrałem się, podpiąłem i przez radio zameldowałem
- "STart do wyciągarki. PIlot gotów, podwieszenie sprawdzone. LEci ARtur pod niebieskim niebem, start z nóg."
GRzesiek odpowiedział:
- "No słuchaj. W zasadzie myślałem, że nie będziesz dzisiaj latał. ALe skoro już się podpiąłeś, to dobrze. Będzie to ostatni na dziś lot i kończymy"

FInał.
"JAzda jazda jazda"
KIlka kroków i już zacząłem się wznosić. ZAraz po starcie czuję, że moja pozycja nie jest właściwa, że jestem już w pozycji półleżącej (uprząż, którą ubrałem była na rolkach a ja ostatnio latałem na tej z przelotkami... nie spodziewając się samoczynnego przejścia do pozycji leżącej nie podtrzymałem ciała na sterownicy i niejako samo się zrobiło...). Szybka decyzja - przechodzę do leżącej, bo nie będę się teraz już podnosił. I nie byłaby to zła decyzja, gdyby nie to, że już byłem w lekkim zakręcie w lewo. ZAuważyłem to ale decyzja już zapadła... Przekładam jedną rękę, przekładam drugą rękę, dociągam się do poprzeczki i... jestem już w głębszym zakręcie w lewo... I teraz czas na szybką reakcję. SZYbką a ja się zastanawiam w którą stronę wychylić ciało!!! ZMęczenie dało znać o sobie... LEpiej podjąć złą decyzję niż nie podjąć żadnej... może w lewo? Lekkie wychylenie i już wiedziałem że to była zła decyzja... PAmiętam wielką czerwoną ostrzegawczą żarówę, która ostrzegała, ostrzegała. Z całej siły przełożyłem ciało na prawą stronę.. NIc już nie widziałem, może to przez słońce, które cały dzień waliło przez zmęczone źrenice w oczy, może to przez szarówkę, która przecież nie była tak wielka, a może to przez tę żarówę...
ZDziwiłem się, że walę w ziemię. JAkoś nie wpadłem na to, że to nieuniknione. ALe Anioł STróż jeszcze mnie nie opuścił. W momencie przyziemienia byłem w locie poziomym. Oczywiście nie było w tym mojej zasługi. PO prostu tak wyszło. GDybym był metr wyżej, miałbym już prawy zakręt...
PIerwsza myśl, jakiś wewnętrzny przymus - przekazać GRześkowi że wszystko ok. "GRzesiek, nic mi nie jest".

MIAłem szczęście, czego i wam życzę.

Arti_

PS. WNioski? BYć wypoczętym, przemyśleć co się zrobi zanim się zrobi, nie wprowadzać za dużo zmiennych na raz, słuchać instruktora alt