Mój pierwszy lot na żaglu


Zgodnie z obietnicą postanowiłem napisać kilka zdań o swoich wrażeniach z lotów nad Stranikiem i z Żaru.
Inspiracją pomysłu na wyjazd na Stranik było organizowane przez Maćka, Agi i Bartka zakończenie sezonu lotniowego na Żarze. Kiedy dowiedziałem się, że będzie organizowana taka fajna impreza, od razu pomyślałem, że powinienem tam pojechać spotkać się ze znajomymi lotniarzami i poznać innych. A ponieważ w tym roku nie miałem zbyt wiele czasu na latanie (narodziny mojej córeczki, przeprowadzka) chciałem skorzystać z okazji pobytu w górach i jeszcze trochę polatać ...

Do wyjazdu na Stranik udało mi się przekonać Kamila, zresztą nie musiałem go długo namawiać. W dniu wyjazdu wieczorem zadzwonił do mnie Michał z Łodzi z informacją, że on i Pan Leszek (prawdopodobnie najstarszy aktywny lotniarz IV RP) również jadą na Stranik. Spotkaliśmy się w Katowicach i dalej już jechaliśmy razem. Do Żiliny dojechaliśmy około 9 rano i od razu skierowaliśmy się na szczyt góry. Wjazd na górę jest bardzo stromy, zimą chyba nawet łańcuchy na kołach nie pomogą.

Po wjechaniu na szczyt pierwsze spojrzenia skierowaliśmy oczywiście na rękaw, wiało południe z lekką odchyłką wschodnią, z wiatromierza odczytaliśmy prędkość dochodzącą do 26km/h. Zgodnie stwierdziliśmy, że to chyba trochę za dużo jak na nasze umiejętności ale skoro już tu jesteśmy to rozłożymy lotnie i poczekamy z nadzieją, że warunki się poprawią.

W międzyczasie pojawili się miejscowi lotniarze i paralotniarze którzy stwierdzili że takie warunki na tej górze są bardzo odpowiednie do latania i można latać nawet na 300m nad startem i nie ma się czego obawiać, dowiedzieliśmy się jeszcze gdzie mogą wystąpić jakieś turbulencje powstające od innych wzniesień w okolicy.

Tutaj wspomnę, że miał być to mój pierwszy lot z tej góry i jednocześnie pierwszy lot na żaglu. Pierwszy poleciał jakiś lotniarz miejscowy, na lotni podobnej do Magic’a IV. Poszło mu wszystko bardzo dobrze co dodało mi trochę pewności siebie.

Ustawiłem się do startu jako drugi, jeszcze raz sprawdziłem podwieszenie i włączyłem wario. Chwila wyczekania na odpowiedni moment i po kilku krokach rozbiegu już byłem w powietrzu. Start przebiegł spokojnie i bez żadnych niespodzianek, później dowiedziałem się od kolegów, że powinienem jednak startować na trochę mniejszym kącie natarcia i zrobić trochę dłuższy rozbieg (muszę nad tym popracować). Po oddaleniu się od zbocza na bezpieczną odległość skręciłem w lewo i zacząłem się powoli wznosić. I tutaj się trochę rozczarowałem, spodziewałem się, że wznoszenie będzie znacznie szybsze i bardziej stabilne.

Po kilku przelotach wzdłuż zbocza (czyli po około 15 min) wzniosłem się na około 100m nad poziom startu i jakoś więcej nie mogłem. Widziałem jednak, że lotniarz który startował wcześniej jest sporo wyżej, pomyślałem, że chyba coś źle robię, albo latam w złym miejscu, albo warunki nie są wystarczające do wyższych lotów. Po kolejnych kilku minutach i zbadaniu kilku miejsc nad zboczem pod kątem znalezienia lepszych noszeń zacząłem się powoli wznosić coraz wyżej. Po paru kolejnych chwilach byłem już nad lotniarzem o którym wspominałem wcześniej i miałem już ponad 200m na startem.

Tymczasem na starcie gotowy był już Michał ze swoim sztywnopłatem (prawdopodobnie pierwszy egzemplarz w Polsce). Obserwowałem jego start z góry, przez chwilę leciał po prostej po czym skręcił w lewo wzdłuż stoku. Wydawało mi się, że za bardzo odszedł od zbocza i jakoś słabo nabiera wysokości ale to chyba było tylko złudzenie, bo po paru chwilach był już na mojej wysokości.

Muszę przyznać, że ma bardzo szybką lotnię. Miałem wrażenie, że ja na swoim Magic’u Kiss stoję w miejscu, a on latał wzdłuż zbocza i wokół mnie z taką prędkością, że trudno było nadążyć ze śledzeniem jego poczynań i jednocześnie uważać na innych.

Wkrótce dołączyli do nas kolejni lotniarze łącznie z Kamilem, i jeden paralotniarz. Latając w grupie trzeba sporo uwagi poświęcać na kontrolowanie co się dzieje dookoła, ale nie jest to tak strasznie trudne jak myślałem. Poza tym można sporo skorzystać, obserwując innych, doskonale widać gdzie nad stokiem są silniejsze noszenia a gdzie słabsze.

Dzięki temu wkrótce osiągnąłem pułap 340m nad poziom startu. Latając sobie raz w jedną stronę raz w drugą obserwowałem innych i wydawało mi się, że inni (szczególnie Michał na sztywnopłacie) wylatują poza koniec zbocza na dość dużą odległość.

Pomyślałem, że ja też tak spróbuję i raz wypuściłem się trochę dalej, za linię energetyczną biegnącą prostopadle do zbocza po wschodniej stronie Stranika. Jednak wylatując tak daleko wyszedłem ze strefy noszeń i w samą porę zawróciłem bo po powrocie nad zbocze byłem już mniej więcej na wysokości startu. Jednak udało mi się odzyskać wysokość (do około 250m) i drugi raz już nie próbowałem. Po ponad godzinie latania wiatr trochę osłabł i zmienił kierunek na południowy z zachodnią odchyłką. Wskutek tego tam gdzie wcześniej były lekkie turbulencje (nad wschodnią częścią zbocza) teraz w tym miejscu rzucało lotnią na wszystkie strony całkiem mocno i niezbyt przyjemnie. Kiedy wleciałem w ten obszar na dość dużej wysokości mogłem bez większych problemów stamtąd powrócić w spokojniejsze miejsce. Jednak kiedy poleciałem tam na wysokości około 100m (nad poziomem startu) dostałem na tyle silne duszenie, że w czasie powrotu znalazłem się już poniżej poziomu startu.

Wracając z tego obszaru pode mną widziałem paralotniarza który także po chwili zawrócił jednak był w sytuacji o wiele trudniejszej, w końcu był sporo niżej ode mnie. Po tym kiedy znalazłem się już tak nisko przy coraz słabszym wietrze podjąłem decyzję o odejściu od zbocza i skierowaniu się nad lądowisko. W zachodnim końcu lądowiska jest rękaw, odwrócony we wschodnim kierunku, wskazywał kierunek podejścia do lądowania. Po zrobieniu jeszcze kilku manewrów dla wytracenia wysokości wylądowałem bezpiecznie choć może trochę daleko do drogi. Spojrzałem jeszcze tylko na wariometr, czas lotu 1godz.23min., dla mnie to rekord w utrzymywaniu się w powietrzu. W ciągu następnych kilkunastu minut wylądowali kolejno Kamil, Michał oraz pozostali lotniarze. W tym dniu warunki dla lotni już się skończyły, nad zboczem jeszcze przez jakiś czas wisiało kilka paralotni ale i one wkrótce wylądowały. Spakowaliśmy nasze skrzydła na dachy samochodów i udaliśmy się na górę Żar na zakończenie sezonu. Dla lepszego zobrazowania mojego lotu nad Stranikiem przedstawiam wykres z mojego wysokościomerza.

Na koniec dodam tylko, że latanie na żaglu pozwala zdobyć bardzo dużo godzin nalotu a przez to doświadczenie w pilotowaniu lotni. Można poćwiczyć różne manewry swoją lotnią, sprawdzić jak się zachowuje w różnych stanach lotu, i to wszystko bez obaw, że za chwilę stracimy zbyt dużo wysokości. Natomiast latanie w termice jest o wiele trudniejsze, ale jeśli już uda się znaleźć ten komin i zdobyć w nim kilkaset metrów wysokości daje to o wiele więcej satysfakcji niż lot na żaglu.


Michał Olszewski



 

Czerwony punkt na mapie - przybliżone położenie Stranika.
(Mapa by google)