zdjeciaWiadomość o śmierci Lonka Jureckiego zaszokowała wszystkich, którzy Go znali.

Z dostępnych źródeł wiemy tyle, że Lonek w piątek zaraz po wylądowaniu swoją motolotnią na lotnisku w Zatorze pod Wadowicami, zabrał się do przygotowania sprzętu na latanie w sobotę, tankując bak do pełna.








Następnego dnia już nie żył.
Zmarł w nocy z piątku na sobotę we własnym domu.

Lonek nie był znany większości z Was, bo ostatnimi czasy latał tylko na motolotni. Jednak na pewno pamiętacie Go z naszego forum, gdzie nieraz wspominal o lataniu na lotni. Właśnie takiego będę Go pamiętał, latającego z niesamowitą pasją na lotni.

Poznałem Go na początku lat 80-tych, dzięki Januszowi Sadkowi (kumplowi z akademika), który wraz z Lonkiem latał na lotni od drugiej połowy lat 70-tych w Mucharzu.
A oto, co Janusz do mnie napisał kilka dni temu o tamtych czasach:


"Już w podstawówce razem z Lonkiem zaczytywaliśmy się w Skrzydlatej Polsce, gdzie były też podawane plany konstrukcji lekkich samolotów. Już wtedy marzyło mu się zbudowanie małego samolotu. Do gustu przypadł mu szczególnie  projekt z niską belką ogonową i pchającym silnikiem. Wydawał się bardzo prosty, Lonek sie napalił i zbudował nawet usterzenie ogonowe i na tym sie skończyło. Wiadomo, nie było gdzie kupowac materiałów.
Potem, jak modne zrobiły się pierwsze lotnie, Lonek nie wiem skąd kupił w 1977 roku używanego Seagull-a III. No i zaczęła się nauka na własnych błędach, bo instrukcji obsługi nie było.
Lotnia budziła ogólną sensację we wsi. Rozłożona na łące świetnie się prezentowała i wszystkie dzieci z pobliskiej szkoły (Lonek mieszkał niedaleko szkoły) czekały, kiedy Lonek poleci w powietrze. Niestety łąka była za płaska i wystarczała tylko do prób rozbiegu.
Ciągle też rozglądaliśmy się za właściwym polem do startu. Wiadomo, chodziło głównie o to, by było miejsca dosyć na rozbieg i w kierunku pod wiatr.
Na szczęście w Mucharzu najwyższym punktem jest wzniesienie (góra) o nazwie Prejska. Po szkole z całą gromadą kolegów Lonek tachał lotnię na szczyt i ustawiała się kolejka chętnych do startu.
Nikt nie miał pojęcia jak startować, wiąc sukcesem po długim biegu było oderwanie się na pół metra i nie zaliczenie gleby. Niektórzy ostro orali łakę, więc towarzystwo szybko się wykruszyło.
Zostaliśmy z Lonkiem sami i jakoś doszliśmy do tego, że lotnia najpierw musi się unieść sama, a potem trzeba ją rozpędzić - im wiecej, tym lepiej. No i jakoś zaczęły wychodzić nam starty. Za to lądowania były dziełem przypadku.
Lonka nie zraziło nawet lądowanie na pająka wprost na kolczastej śliwie. Frajda była szczególnie wtedy, jak było parę metrów pod nogami i można było poćwiczyć zakręty.
Prejska jest dosyć płaska, więc następnym etapem było zbocze po drugiej stronie doliny, obok kamieniołomu.
3 zdjęcia  ze startów zimowych 1977/78 z tego zbocza Lonek umieścił w sieci pod linkiem:
forum.lotniczapolska.pl/read.php?1,26173,26265..
 
U mnie ocalały 2 zdjęcia z pierwszych lotów z Prejski.

Od lewej: Janusz i Lonek
joomplu:2448

Lonek w locie

joomplu:2449

Potem nasze drogi się rozeszły.
Ja po maturze wylądowałem w Bielsku i zacząłem przygodę z szybowcami.
Lonek nadal latał po okolicznych szczytach. Ograniczeniem był brak transportu. Na szczęście zawsze znalazł się ktoś, kto chciał zobaczyć Lonka w locie i pomagał mu taszczyć lotnię na górę. Czasem ktoś podwoził go pod szczyt traktorem, a dalej to na piechotę.
Lonek w Mucharzu był duszą towarzystwa i nigdy nie brakowało mu chętnych do pomocy. Jedyną przeszkodą w lataniu był brak w miarę wysokiego i stromego zbocza na kierunek przeważających wiatrów zachodnich. Trochę go to dołowało i jego aktywność w lataniu nieco przygasła.
A potem był Żar. 
Jak już założyłeś na uczelni Klub Lotniarski i był do dyspozycji UAZ, to umówiłem się z Bogdanem Pawińskim, żeby przyjechał z lotnią po mnie i po Lonka do Kęt na dworzec PKP. To chyba było jesienią 1982.  
Sam dojazd do Kęt z lotnią to też była wyprawa.
Dzień wcześniej zapakowaliśmy lotnię na dach auta znajomemu, który mieszkał w Wadowicach. Zgodził się chętnie, tyle, że jak zajechał na osiedle, to nie mógł znaleźć miejsca do parkowania. Krążył po osiedlu z lotnią na dachu, a sąsiedzi mieli ubaw, że mu coś odbiło na stare lata. Na drugi dzień odebraliśmy lotnię i zapakowaliśmy się do pociągu do Bielska.
Na szczęście w Kętach nie było już problemów. Bogdan zawiózł lotnię na Żar i resztę historii latania Lonka na Żarze znasz chyba lepiej niż ja.
No a potem latanie na Żarze upadło. Nasz AKL przestał istnieć. Lonek z powrotem zabrał lotnię do domu. I zaczął myśleć o motolotni, by jak inni uniezależnić się od zbocza. Parę lat mu to zajęło, aż w końcu dorobił się profesjonalnego wózka z napędem Rotax i skrzydłem Libre II. Nie jestem pewien, czy do końca latał na tym skrzydle.
 
Pozdrawiam
Janusz"



Tak jak Janusz wspomniał, od roku 1982 Lonek był już stałym bywalcem na Żarze. Tak, stałym bywalcem, bo często jechaliśmy na Żar, nawet jak deszcz padał. Jeśli nie udało się skoczyć z Żaru, to przegadaliśmy cały dzień o lataniu, stojąc w hangarze, albo siedząc "Pod Żarem" przy kufelku.

Nie pamiętam Lonka nie-uśmiechniętego. On cały czas podchodził do wszystkiego ze swoim luzackim dystansem, ale przy tym cały był pochłonięty lataniem.

Siedziała w nim też dusza artysty. Z tego, co pamiętam, grał na kilku instrumentach, włącznie z organami kościelnymi. Tak, organy. Kiedyś przed startem, czekając na warun opowiadał mi w tajemnicy, tak żeby proboszcz się nie dowiedział, ;) że czasami jak go "nachodziło", to podkradał ojcu klucze od kościola (Jego ojciec był organistą w Mucharzu) i szedł tam po cichu, siadał za klawiszami i… grając, odpływał w swój świat. Śmiał się, że jak proboszcz go nakryje, to go wyrzuci z parafii, a ojciec z domu.

Był człowiekiem bardzo skromnym, zupełnie nie dbajacym o "lans" własnej osoby, a przy tym tak wrażliwym.
Czasami nie dawał sobie rady, aby zrozumieć, dlaczego ten otaczający Go świat jest zupełnie inny od takiego, jaki powinien być i dlatego często zaczął zaglądać do kieliszka. Doszło do tego, że uzależnił się od alkoholu.
Trwało to kilka dobrych lat. W końcu po długiej, morderczej walce z nałogiem, wyszedł zwycięsko na prostą. Totalnie rzucił picie, a w dwa lata później, również palenie.

Mówił mi "Krzychu chce mi się żyć!" Wierzyłem Mu. Jeśli ktokolwiek z Was miał kiedykolwiek jakiś nałóg, to tym bardziej zrozumie, co to znaczy. Trzeba być niesamowitym. Miał wielką satysfakcję – udało mu się!

Miał marzenia, jak każdy z nas, ale jednym z największych było latanie. Parł ile mógł w tym kierunku, na ile mu pozwalały warunki materialne i czasowe. Nie startował w zawodach, ale za to był non stop na Żarze i ma na swoim koncie niebywały wyczyn. Startując spod internatu, zrobił przelot ponad 75 km!
Nikt takiego wyczynu nie dokonał przed Lonkiem, aby zabrać się stamtąd na jakikolwiek przelot (nie mówię o żaglu nad Żar) i długo trzeba będzie czekać na powtórkę.

Życie nie rozpieszczało Lonka, ale przy tych wszystkich "wybojach" nie zapominał, że trzeba być człowiekiem. Nigdy nie słyszałem, żeby kogokolwiek oszukał, lub nie dotrzymał słowa. Jeśli zdarzały się takie sytuacje, to On ich doświadczał i to czasami od najbliższych kumpli. On zawsze był sobą. Facetem z klasą!
W pewnym momencie podjął się pomocy w opiece nad córką swojej siostry. Był dla niej takim "tatą", który z jednej strony pilnował, żeby zadanie z matematyki było odrobione, a z drugiej - zabierał ją bardzo często na pokład motolotni i zaszczepiał w niej miłość do latania.

Lonek miał bardzo wyjątkowe motto:
"Piloci powinni być piękni wewnętrznie, jak piękne jest latanie".
On głęboko rozumiał sens tych słów, gdyż po prostu sam taki był.




Galeria Lonka na lotnie.pl

Zdjęcia Lonka na forum lotnie.pl

Profil Lonka na portalu YouTube


foto: Lonek, forum lotnie.pl
zdjecia


{youtube}X6v3YMQPb0I{/youtube}