alt

Autor tekstu - Walter Geppert
Tłumaczenie na język polski - Leslaw
Foto: extopaflyer



Jestem zamiłowanym lotniarzem od przeszło 30 lat.
Parokrotnie w czasie mojej lotniarskiej młodości sprawiałem kłopoty "Aniołom Stróżom" z powodu mojej lekkomyślności.

Od tego czasu stałem się "trochę" ostrożniejszy.



W kościach mam dużo więcej niż 10.000 km przelecianych tras, ostatnie 10 lat latałem bez większych incydentów i uważam siebie za więcej niż doświadczonego pilota przelotowego.
W lipcu 2007 podczas lotu docel-powrót z Greifenburga do Canazei, trochę z lekkomyślności i trochę z nieuwagi, pomimo mojego doświadczenia, znalazłem się w sytuacji, którą przetrwałem bez wypadku tylko dzięki szczęściu.
Przed tym zdarzeniem nigdy nie pomyślałbym, (skąd ja to znam - dopisek tłum.) że coś takiego może mi się wydarzyć. Dlatego opisuje to zdarzenie, żeby takie doświadczenia zostały innym zaoszczędzone.


Jak się wszystko zaczęło

Lot w tym dniu, bez silnie aktywnej termiki, odbywał się z Greifenburga przez Dolomity do Canazei.
W drodze powrotnej, krótko przed Marmolate, skierowałem się w kierunku przepięknej, długiej na 5-7 km i wiszącej dokładnie na kierunku lotu chmury. Po tym, jak wznoszenie podczas całego dotychczasowego lotu nie przekraczało 1-2 metra na sekundę, nie widziałem niebezpieczeństwa i bardzo się ucieszyłem, jak mnie chmurka powitała 1m/s wznoszeniem. Po około 1 kilometrze słabego, ale równomiernego wznoszenia, byłem oddalony od jej podstawy nie dalej niż jakieś 100 do 200 metrów. Dlatego zdecydowałem się powoli zwiększyć prędkość, aby nie zbliżać się dalej do chmury. Po tym, jak przyrząd pokazywał prędkość większą niż 120 km/h, wznosiłem się ciągle jeszcze 1 m/s. Decyzja skierowania się do najbliższej krawędzi chmury przyszła niestety za późno. Jeszcze w czasie zakrętu w lewo wznoszenie zauważalnie wzrosło i obawa, że zostanę wciągnięty w chmurę krótko potem (z prędkością 100 km/h), stała się smutną rzeczywistością.

Na początku widziałem jeszcze zarysy ziemi. Wbiłem w pamięć położenie igły kompasu i nastawiłem się na kilkuminutowy lot "na ślepaka". Potem jak przestałem cokolwiek widzieć, zredukowałem prędkość do 70 km/h i koncentrowałem się wyłącznie na locie po prostej. Mój Atos VR przy tej prędkości super zachowuje kierunek lotu. Dlatego ciągle jeszcze nie byłem świadomy niebezpieczeństwa, w jakim się znalazłem. Na początku korygowałem małe odchyłki igły bez problemu. Krótko po tym zostałem skonfrontowany z silnym wznoszeniem, niechcianym wzrostem prędkości i niekontrolowaną zmianą kursu. Z przerażeniem stwierdziłem, że moje próby sterowania nie odnosiły pożądanego skutku. Kierunek igły kompasu, prędkość i przeciążenie nie pasowały do moich ruchów sterownicą. Teraz do mnie dotarło, że niczego nie kontroluję.
Wypuściłem klapy, aby nie dopuścić do przekroczenia maksymalnej prędkości. Po tym szybkość rzeczywiście trochę spadła, aby po chwili jeszcze bardziej wzrosnąć. W czasie mojej próby lekkiego wypchnięcia sterownicy, wystąpiły takie przeciążenia, że nie mogłem złapać oddechu. Dlatego popuściłem sterownicę, uznając większą prędkość za mniejsze zło. Według akustycznych sygnałów, oceniałem moją prędkość na 150 km/h. Późniejsze odczytanie zapisu pokazało "jedynie" 130 km/h, co przy wypuszczonych klapach (gdzie normalnie lecę 70 km/h) było wystarczająco niepokojące. Kolejne dwie minuty wydawały mi się całą wiecznością. Chociaż trzymałem wszystkimi siłami nieruchomo sterownicę, prędkość ciągle się zmieniała - od normalnej do bardzo dużej, a siły wciskały mnie w uprząż. W żadnym momencie lot nie był stabilny. Akustyczne wskazania prędkościomierza, przeciążenia i ściąganie sterownicy po prostu nie pasowały do siebie.

Zwątpiłem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić żadnej znanej figury, która by pasowała do przeżywanych doznań. Moje działanie ograniczyłem jedynie do ustabilizowania sterownicy, aby w przypadku złamania skrzydła szybko rzucić ratunek. W tym momencie miałem wrażenie, ze prawdopodobieństwo złamania skrzydła jest bardzo duże i że zaraz właśnie tak zostanie ukarana moja lekkomyślność. Koncentrowałem się teraz wyłącznie na dźwięku ewentualnego łamania włókna węglowego, żeby tak szybko jak tylko można, rzucić ratunek.
W pewnym momencie zarejestrowałem skośnie u góry szarą plamę. Chwilę potem ukazała się ona znowu, tym razy zdecydowanie większa. Wreszcie odważyłem się określić moje położenie względem ziemi. Bylem przekonany, że wkrótce zostanę "wypluty" nad chmurę. Jak się ta plama ukazała po raz trzeci, musiałem z przerażeniem stwierdzić, że to nie niebo, a ziemia, w kierunku której prostopadle pikuję.
W momencie odzyskania widoczności ziemi, natychmiast odzyskałem kontrolę nad lotem i po znalezieniu się pod chmurą, szybko się od niej oddaliłem. Podczas całego mojego lotu w chmurze nie miałem najmniejszego pojęcia, w jakiej pozycji znajduje się lotnia i ja. Dostrzegałem tylko zmieniającą się prędkość i dodatnie przeciążenia. Późniejsza analiza lotu wykazała bardzo strome spirale, miejscami bliskie loopingu. To wyjaśnia zapisana prędkość 130 km/h przy położeniu sterownicy i wypuszczeniu klap, kiedy normalnie wynosi ona tylko 75 km/h.
Lekko mnie zdziwiło, że mój Atos w tych fazach lotu się nie rozpadł. Chciałbym w tym miejscu wyrazić podziękowanie firmie A-I-R za jej super robotę.
Mój wkład w bezpieczne zakończenie tego lotu był minimalny.


Moje wnioski

1. Lotnia wyposażona w wariometr z kompasem, w locie w chmurze z wznoszeniami jest tylko na krótko sterowna.
Lot "na ślepaka" jest dlatego zagrożeniem życia i powinno się go za wszelka cenę unikać. Koledzy, którzy świadomie wlatują w chmurę, a potem opowiadają o wielominutowym locie na ślepaka, posiadaj umiejętności, którymi ja nie dysponuję...

2. Już nieraz na czas dawałem się "przepychać" na nawietrzną krawędź dużej chmury, by odpowiednio wcześnie spod niej uciec.
W przyszłości będę to również czynił wtedy, kiedy nie ma wskazówek na silniejsze wznoszenie.
Opisane przeze mnie wydarzenie pokazuje, że nie można pewnie przewidzieć siły noszeń pod chmurą, zwłaszcza, że zmieniają się one wraz z upływem dnia. Dlatego przy dużych chmurach należy zawsze uważać.

Mam nadzieję, że moje przeżycia pozwolą innym uniknąć znalezienia się w podobnej sytuacji. Może pozwolą one uniknąć tego czy innego wypadku.
Życzę wam wszystkim pięknych, interesujących, a przede wszystkim bezwypadkowych lotów.


Pozdrawiam
Walter Geppert

 

 

 

Walter Geppert - dane pilota