To był niezwykły weekend. Po pierwsze udało się skrzyknąć za pośrednictwem www.lotnie.pl (a konkretniej – czata na tej stronie) kilka osób na wypad do Kielc. Nawet nie przypuszczaliśmy, jak skuteczną platformą komunikacyjną może być NASZA strona.

Tak więc Michał Smyk, Filip (Wspaniały Nasz Administrator, czyli Fil) Muziński, ja i jeszcze fani lotniarstwa umówiliśmy się na sobotę na lotnisku w Masłowie. Na miejscu okazało się, że pojawili się jeszcze dwaj lotniarze: Marcin Ciosk i Jacek Półtorak. Po drodze do Kielc Filip i Michał odwiedzili jeszcze w Łodzi Darka Lipskiego, aby sprawdzić naocznie czy po wypadku „psyche mu nie siada”. Nie siada. Prognoza pogody dla Kielc była niezła i wszystko wskazywało na to, że będziemy mieli szanse na poszukiwanie kominów.

Po drugie, jechaliśmy do Grześka Cedro również po to, by na jego ręce złożyć gratulacje z powodu narodzin długo przez niego oczekiwanej córeczki. Grzesiek został obdarowany przez nas nocnikiem, pieluchami i whisky (do dezynfekcji smoczka).

Mieliśmy świadomość, że to tak naprawdę ostatnie dni wolności legendarnego już Maestro. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli przyjdzie mu wybierać między pieluchami i bujaniem wózka a spotkaniem się na lotnisku z grupą fajnych lotniarzy spoza Kielc, to, oczywiście, wybierze... to drugie. Nigdy jednak nie ma 100% pewności, więc na wszelki wypadek miny mieliśmy podniosłe.

Po trzecie, chcieliśmy zobaczyć wreszcie w akcji TANDEM, o którym Grzesiek napomykał od kilku miesięcy, a nad którym pracował w ostatnich tygodniach. Wiedzieliśmy, że Grzesiek oblatał maszynę sam, latał też z workiem żwiru symulującym drugiego pasażera, ale słyszeć a zobaczyć jak ten „wynalazek” lata naprawdę i z kompletem (!) pasażerów - to zupełnie inna historia.

Pierwsze co mnie uderzyło, kiedy zobaczyłem tę lotnię w hangarze,  to rozmiar skrzydła – jest 1.5 razy większe od normalnego. Ale nie ma co się dziwić. Ten „samolot” musi przecież unieść dwie osoby. Lotnia (La Mouette) wyposażona jest na stałe w trzy kółka: dwa przy sterownicy (w tym jedno skrętne)  i jedno umocowane przy kilu na specjalnej „nóżce”. Z daleka wygląda tak jak zwykła lotnia przygotowana do startu z wózka.

Tak przymocowane kółka od razu wymuszają rodzaj startu i lądowania dla tego skrzydła. Tandem bowiem startuje i ląduje na własnych kołach. Nie ma zatem przy przyziemieniu charakterystycznego dla lotni wypchnięcia sterownicy. Można napisać, że tandem ląduje tak jak motolotnia. Jak to ktoś powiedział: „Jeden obraz za tysiąc słów”. Zatem dużo lepiej to co w tej chwili opisuję oddają krótkie filmiki, które nakręciłem podczas pobytu w Kielcach (...)

Najbardziej spektakularny i budzący szereg niedwuznacznych uwag jest jednak w tandemie sposób podwieszenia dwóch lotniarzy (ponieważ tandem służy przede wszystkim do szkolenia przyszłych adeptów lotniarstwa, to będę tutaj się posługiwał umownymi określeniami „instruktor” i „kursant”). Skonstruowane przez Grześka uprzęże pozwalają podwiesić „kursanta” tuż pod „instruktorem”, ale w taki sposób, że ten pierwszy ma pełną swobodę ruchów. Dzięki temu może w locie samodzielnie sterować lotnią. „Instruktor” przejmuje sterownicę tylko wtedy, gdy niezbędna jest korekta lotu, a także podczas startu i w ostatniej fazie lądowania. Może również przytulić „kursanta”, gdyby ten wpadł w nadmierne zdenerwowanie lub gdyby okazało się, że to „kursantka”.

To właśnie z powodu sposobu podwieszenia lotniarzy tak bardzo byliśmy zaciekawieni tandemem Grześka. Czy to zadziała? Czy nie będą sobie nawzajem przeszkadzać? Okazało się, że wszystko gra jak trzeba, uprzęże zdają egzamin, lotnia bardzo dobrze startuje, łatwo się ją steruje, łagodnie przyziemia. 

Słowem: sukces! Sukces nie tylko Grześka Cedro, któremu należą się słowa najwyższego uznania za wytrwałość w dążeniu do celu, ale również sukces całego środowiska lotniowego. Bo właśnie dzięki takim ludziom jak Grzegorz i podobnym jak jego inicjatywom pojawia się realna szansa na odrodzenie się lotniarstwa w Polsce. I choć ten sezon jest, niestety, stracony z powodu ogólnego bałaganu w przepisach dotyczących szkoleń lotniowych, to przyszły rok zapowiada się naprawdę obiecująco. Wiadomo bowiem, że adeptom lotniarstwa dużo łatwiej będzie znieść trudy początkowego szkolenia lądowania i startów, jeśli dzięki tandemowi będą mogli zasmakować prawdziwego lotu „tam w górze”. Dzięki temu przeżyciu przekonają się, czy naprawdę lotniarstwo jest tym o czym marzyli. Jestem przekonany, że większość przyszłych pasażerów tandemu wyląduje z przekonaniem, że to jest to „co tygrysy lubią najbardziej”.