Widzę Piotrze, że bardzo Cię korci wystartowanie z pod balonu. Film oczywiście poszukam i postaram się go udostępnić, natomiast co Twoich planów wykorzystania balonu jako alternatywy holu to moim zdaniem nie jest to chyba dobry pomysł z paru powodów. Nośność balonu na ogrzane powietrze znacznie spada, gdy temperatura powietrza jest wysoka. Zwykle jego nośność wystarcza do uniesienia dwuosobowej załogi i paru (3..4) butli z gazem. Dodatkowe obciążenie - pilot+lotnia tj. ok. +130kg może przekroczyć nośność balonu. Z tego właśnie powodu nasza próba wykonywana była wcześnie rano, o ile pamiętam ok. 6.00. Następna (przerwana) dopiero późnym wieczorem. Po drugie, balon trzeba przetransportować z powrotem na miejsce startu, tzn. po wylądowaniu złożyć, załadować na samochód, ponownie rozłożyć itd.
W kwestii rewelacyjnej, jak to Określiłeś, współpracy różnych sekcji lotniczch, w domyśle Aeroklubowych. Ja miałem to szczęście, że znalazłem się w gronie wspaniałych kolegów, entuzjastów lotnictwa i latania. Do próby doszło tylko dzięki ich wysiłkowi oraz faktowi, że właścicielem balonu był ZHP (Związek Harcerstwa Polskiego), a nie Aeroklub PRL. Gdyby nie to, to do niczego by nie doszło. Zgodnie bowiem z obowiązującymi do dzisiaj przepisami zrzucanie czegokolwiek ze statku powietrznego jest zakazane. Nawet jeżeli to coś jest lotnią i lata. Nota bene startowałem wtedy bez spadochronu ratowniczego (określenie "wytrych" dla ominięcia przepisów - System Hamująco Ratowniczy wymyślono nieco później), gdyż zgodnie z prawem spadochron był statkiem powietrznym i nie wolno go używać do innch celów np. w lotni. Dlatego wszystkie spadochrony zapasowe po resursie były starannie niszczone w aeroklubach (SZ-73 Dejmos można było po niewielkich przeróbkach adaptować do celów lotniowych).
Co do zaczepu. Kombinowaliśmy z patentem podobnym do współcześnie stosowanego holpatentu paralotniowego. Jednak ze względów bezpieczeństwa zrezygnowaliśmy z jakichkolwiek zaczepów. Chodziło o to, żeby nie doszło do przypadkowego zaczepienia i pociągnięcia za linkę zwalniającą oraz, co byłoby znacznie gorsze w skutkach, zaplątania się zwolnionej liny holującej w olinowanie lotni. Zastosowaliśmy zatem zwykłą linę taterniczą długości ok. 6m zawiązaną do węzła centralnego lotni. Linę przepuściliśmy przez otwór masztu i przymocowaliśmy do kosza balonu. Na dany znak lina została po prostu przecięta ostrym nożem przez załogę balonu. Żadnej dodatkowej liny asekuracyjnej lub nakierowującej dziub lotni pod wiatr nie używaliśmy. Nie było takiej potrzeby.
Wbrew pozorom, jak się potem okazało, krytycznym momentam całości przedsięwzięcia jest faza startu zespołu lotnia-balon. Najlepiej, gdy balon jest utrzymywany przez pomocników naziemnych i naprowadzany z wiatrem nad lotnię. Należy zgrać w czasie kilka elementów. Balon powinien znaleźć się dokładnie nad lotnią gdy lina jest lekko napięta. Od dokładności ustawienia balonu zależy, czy pilot i lotnia będą wleczeni po murawie lotniska. Siła wiatru ma tu ogromne znaczenie. W żadnym wypadku nie można dopuścić do wleczenia lotni po ziemi, gdyż jakiekolwiek jej uszkodzenie, np. zgięcie profili na końcówce skrzydła, może mieć dramatyczne skutki. A ryzyko uszkodzenia lotni jest naprawdę bardzo duże. W czasie drugiej próby właśnie z tego powodu zespół musiał awaryjnie lądować. Całe szczęście, że któryś z widzów zauważył uszkodzenia lotni i wszczął alarm. Inaczej nie mógłbym Ci dzisiaj nic napisać .... "Walkę" pilota lotni i jego asysty z wlokącą ich liną uwiązaną do balonu dobrze pokazuje film (wide post Meśka). Dlatego start balonu musi być maksymalnie dynamiczny. W wysokiej temperaturze powietrza jest to trudne. Trzymanie balonu pod "gazem" wymaga dużej liczby asystentów przytrzymujących wyrywającą się w niebo "gorącą bańkę", zaś temperatura powietrza w balonie nie może być dowolnie wysoka ze względu na przegrzewanie się powłoki.
Nie mieliśmy dostępu do żadnej litertury opisującej technikę startu z pod balonu, ale wykombinowałem, że balon musi nieco opadać, aby nieco odchylić końcówki skrzydeł do góry. Chodziło o to, żeby lotnia nie przeszła odrazu na ujemne kąty po wyczepieniu. No i także po to, żeby gwałtownie odciążony kosz balonu nie podskoczył do góry. Wyczepienie nastąpiło przy opadaniu ok. 2m/s. W chwili gdy balon zaczął opadać pojawiła lekka rotacja lotni na linie, a następnie lotnia uspokoiła się i zaczęła "wyjeżdżać" z pod balonu, uciekać z pod niego. Sam start wspominam jako bardzo przyjemny. Lotnia po wyczepieniu opuściła nos i przeszła do stromego lotu nurkowego, z którego bez żadnych problemów wyszła.
Pozdrawiam