Zgadzam się z tobą Vega, w krążeniach podpierałem się rękami o speedbar, robiłem tak z kilku powodów, noszenia były na tyle duże, że nie musiałem zbytnio się starać żeby znaleźć te najlepsze, w takiej pozycji trochę się odpoczywa a zmęczenie po długiej zimowej przerwie przychodzi naprawdę szybko. Wydaje mi się, że w kokonie wiszę głową lekko w dół a w mocnej termice taka pozycja jest męcząca. Muszę w kokonie lekko skrócić przednią linkę podwieszenia i być może lekko wydłużyć główne podwieszenie, może wtedy będzie lepiej. A głównym powodem było chyba to, że zupełnie zapomniałem, że mogę tę przednią linkę powieszenia regulować w czasie lotu, chyba było zbyt dużo emocji na raz, ta wysokość widoki i pierwsze loty w sezonie robią duże wrażenie.
A teraz parę zdań o samym locie. W Greifenburgu byłem wcześniej tylko raz kilka lat temu, wykonałem wtedy tylko jeden kilkunastominutowy zlot i to było całe moje doświadczenie jeśli chodzi o to miejsce.
Dzień pierwszy.
Start odbył się bezproblemowo, wiatr trochę kręcił i czasem robił się całkiem zachodni ale nie brakowało też momentów kiedy wiał prosto w twarz i można było z łatwością wystartować. Ponieważ startowaliśmy jako ostatni doskonale wiedzieliśmy, w którym miejscu szukać pierwszego komina, to miejsce znajduje się zaraz na lewo od startu, wskazywały na to również te zachodnie odchyłki wiatru na starcie. Na wysokości do 2000m noszenia były trochę nieregularne i trudno było od razu znaleźć ten właściwy komin ale po kilkunastu minutach można było się swobodnie wykręcić wysoko nad start odejść na trasę. Latanie w Greifenburgu w takich warunkach to czysta przyjemność, prawie wogóle nie trzeba się martwić o to czy znajdzie się noszenie, które bywały grubo powyżej 5m/s, natomiast duszenia na przeskokach nad dolinami były znikome i raczej nie przypominam sobie abym opadał szybciej niż 3-4m/s i to przy prędkości około 80km/h. Trochę dziwił mnie styl latania niektórych miejscowych lotniarzy, szczególnie udało mi się dobrze zaobserwować jednego na najnowszym Laminarze i drugiego na Ikarusie (lotnia podobna do Discusa), obaj latali bardzo dobrze ale ciągle byli o wiele niżej ode mnie, może uznawali, że jak noszenie spada do 2m/s to już nie warto go kręcić. Szkoda, że nie miałem łączności radiowej z Darkiem bo pierwszego dnia on poleciał na N żeby zrobić fajny trójkąt a ja w tym czasie wogóle nie świadomy, że tak można kręciłem się tylko wzdłuż doliny. Po około 2h lotu byłem tak zmęczony, że marzyłem o tym aby wylądować. Podejście do lądowanie wykonałem w kierunku E, wiatr 0m/s, ostatni zakręt trochę zbyt nisko i nie zdążyłem wstać na szczęście miałem kółka i wylądowałem jak na sztywnopłacie.
Dzień drugi.
W prognozach zapowiadał się dużo lepiej od pierwszego, podstawy miały sięgać 4200m niestety przyszedł cirrus i trochę nam popsuł plany. Mieliśmy zrobić po 100-150km a skończyło się na 40km. Dla mnie i tak było zaskakujące to, że przy tak dużym zachmurzeniu noszenia były do 3300m. Tego dnia zrobiłem przelot o 20km krótszy niż dzień wcześniej. Noszenia i ogólne warunki były podobne jak dzień wcześniej i chyba tylko ten cirrus powstrzymał mnie przed próbą wykonania dłuższego lotu. Drugiego dnia lądowanie wyszło mi doskonale, trochę pomógł mi w tym lekki wiatr na lądowisku.
Greifenburg to doskonałe miejsce do wykonania długich zamkniętych przelotów, przy dobrym zaplanowaniu punktów zwrotnych można tam zrobić trójkąty nawet 200km. Żeby tylko następnym razem prognoza się sprawdziła i noszenia sięgnęły 4000m.