Już ten temat z tego co pamiętam na forum przerabialiśmy. Wtedy wzbudził podobne kontrowersje.
Moim zdaniem metoda jest słuszna, jeśli zostanie podjęta w odpowiednim momencie, w odpowiedniej sytuacji.
Odruch jak wiemy jest to czynność w trakcie której proces myślenia, analizowania zostaje pominięty.
Ja uważam, że manewr przygotowywania się na uderzenie, łapiąc sterownicę wysoko obiema rękami zajmie na tyle dużo czasu, że pozbawienie się możliwości do końca sterowania skrzydłem, to trochę kontrowersyjna metoda w sytuacji w której są choćby niewielkie szanse na ratunek ( ba, łapiąc za jedno ramię sterownicy, jak wiemy, przenosimy ciężar na jedną stronę. jakie są konsekwencje to już łocywista łocywistość
).
Tutaj z Tobą Rusłan się zgodzę w jednym., że jeśli ktoś wybiera do lądowania wyschnięte oranisko i podejście robi z wiatrem (
ależ jestem złośliwy dzisiaj- potem wyjaśnię dlaczego
) to można przyjąć, że jest to rzeczywiście jedyna metoda żeby wyjść z takiej katastrofy z najmniejszym możliwym uszczerbkiem na zdrowiu (o sprzęcie oczywiście w tej sytuacji zapominamy - i słusznie).
Problematyczne w tej sytuacji jest jedynie moim zdaniem, ocenienie czy z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia.
P.S. Jacku w twoim przypadku kiedy nieudanie wylądowałeś, ta metoda pomogła by ci bardzo dobrze.
..no i dlatego byłem odrobinkę złośliwy.
Romuś, serce ty moje! Przecież wiesz jak było. Jacek spotkał niezidentyfikowaną kupkę gruzu w środku pięknego pola z równą acz wysoką trawką. Podejście Jacka wyglądało jak embrajera w śliczny letni poranek na Okęciu i ... bęc w rzeczoną kupkę. Czasu na jakąkolwiek reakcję z tego co wiem NIE BYŁO.
Temat jest ciekawy, ale wycieczki osobiste z pewnością nie będą katalizatorem do dalszej dyskusji.
Spróbujmy jednak.
Ja widzę w tym filmie do którego linka podałeś, że pilot po pierwsze nie przeszedł do pozycji w której punkt mocowania taśmy w kokonie z płytą jest najbardziej z przodu. Nie mam pojęcia kiedy i jak zamierzał to zrobić przy podejściu
tego typu. Duży błąd.
Po drugie jak Michał zauważył złapał za linkę zamiast za ramię. To było genezą problemu.
Co pilot robi dalej?
Do 31 sekundy mógł jeszcze sobie pomóc i jeśli nawet lądowanie byłoby dalekie od ideału to szybko o nim by zapomniał.
W 32 minucie wypycha i nogi wędrują w lewo. Tu już nie ma odwrotu.
Przekładanie nóg w takim kokonie przez sterownicę to raczej teoretyczna możliwość niż praktyczna szansa na wykorzystanie. Rzeczy dzieją się zbyt szybko.
Tu UWAGA! Rusłan on trzyma się do końca mocno prawego ramienia sterownicy. Lewa zostaje w wyproście i jest bez znaczenia. Czyżby szkolił się na Krymie? Nie. On reaguje tak odruchowo. Stara się utrzymać pozycję przy prawym ramieniu sterownicy bo to naturalna w tej sytuacji reakcja. Będąc w pozycji po wypchnięciu przed sterownicą niestety jednak jego głowa paskudnie przywaliła w ramię sterownicy. To mogło boleć.
Czy mógł wcześniej zawinąć się o prawe ramię sterownicy?
Mógłby w ostatniej sekundzie przed uderzeniem. Czy dałby radę w tej pozycji w tym czasie to zrobić?
Nie wiem. Możliwe.
Czy mógł się ratować przed poważniejszymi konsekwencjami trudno ocenić.Może.
Moim zdaniem jednak trening na sucho takiego działania u początkującego pilota jest trochę ryzykowne.
Już widzę jak pilot początkujący. który ma problemy na podejściu, w stresie odruchowo łapie i zawija cię w okół jednego ramienia sterownicy. Lotnia daje nura z powiedzmy 3 metrów w glebę w tej konfiguracji. Ujujciu nie skończyłoby się na zadrapaniach. On ma walczyć o prawidłowe lądowanie. Czy początkujący pilot słusznie oceni czy nie ma wyjścia z danej sytuacji?
Hmm...
W opisie powyższym przesadziłem trochę, ale bardziej chodzi mi o uwypuklenie potencjalnego ryzyka.
Moje podsumowanie:
Uważam, że puszczenie lewej sterownicy i łapanie prawej ze wszystkich sił w sytuacji bez wyjścia, gdy za pół sekundy, sekundę, walnę w glebę w cyrklu w lewo jest godne polecenia. Czy wykonalne? Nie wiem i nie chcę się nigdy przekonać. Dla pilota, który jest po prostu dobry, można polecić kodowanie takiego odruchu. Dlaczego tylko dla dobrych pilotów? Bo tylko tacy po wielu udanych lądowaniach i mniej udanych acz szczęśliwych, moim zdaniem są w stanie ocenić czy to sytuacja która uzasadnia odpuszczenie walki.
Początkujący musi zdawać sobie sprawę, że bezwzględnie ma lądować tak długo aż będzie to robił w warunkach dobrych dla niego do latania PERFEKCYJNIE!
Musi zakodować, że tylko to jest w stanie uchronić go przed problemami.
Pilot z filmu tego zadania nie odrobił.
I jeszcze jedno:
Widziałem jak lotniarz przyglebił w stok i właśnie nie użył metody ratowania się, co spowodowało poważny uraz głowy. W rezultacie tego nieszczęśliwego wypadku pilot umar po paru dniach w szpitalu.
Wybacz Rusłan, ale waląc w stok to choćby zawinął się w 1/4 sekundę jak embrion w macicy, to przy takiej glebie siły są tak duże, że nawet Pudzian sterownicy nie utrzyma.
Pisanie na grupie że takie wygibasy na sterownicach zupełnie nie potrzebne to brednie i poważnie nie douczenie się pilota na szkoleniu.
Każdy ma prawo do swojej oceny i określanie instruktorów, którzy mogą nie stosować takiego szkolenia dla uczestników kursu, że nie douczają swoich uczniów jest w mojej ocenie niepoważne.
Można to rozważyć,, ale w mojej ocenie wmawianie ludziom, że takie szkolenie to remedium na każde nieudane lądowanie jest troszeczkę nierozsądne.
Edytowany przez: Mesiek, w: 2011/01/04 01:22