joomplu:2554Kráľova hoľa (= pol.: "Królewska Hala") to szczyt  (1946 m n.p.m.) w słowackich Tatrach Niżnych, gdzie od lat rozgrywany jest "Pohar Podbrezovej".
Wielokrotnie odbywały się tam również przy tej okazji Lotniowe Mistrzostwa Polski.

W tym roku, we wspólnej wyprawie na 25 już edycję Poharu Podbrezovej, która odbyła się w dniach 27-31 sierpnia, wzięło udział kilku pilotów z Polski.
Oto ich zebrane wrażenia z tego wyjazdu..







Jankos napisał:

No więc, jak obiecałem, kilka słów o lataniu w Podbrezovej.

Pierwszy nasz dzień (piątek) był dosyć wymagający, jako że całą noc spędziliśmy prowadząc, potem 2 godziny snu na siedzeniu w samochodzie i już do akcji.
Pada hasło, że jedziemy na Kralovą holę i ruszamy - Witek już dzień wcześniej ma rozeznane lądowiska i chwała mu za to, gdyż te podane przez organizatorów są dużo mniej wygodne. Dlatego samochód zostawiamy na tym, które znalazł Witek.
Na Kralovej dosyć mocno wieje, ale widok piękny. Szykujemy się do lotów razem z zawodnikami - Fernando już nagrzany jak bułeczka w piekarniku, rusza z kopyta. Ja czekam, aż większość towarzystwa wystartuje.

Przed startem jeszcze mała "poruta", bo chwila nieuwagi przy obracaniu i wiatr przewraca mi lotnię, na szczęście sam daję radę szybko ją postawić z powrotem.
Start bez problemów - wygodny, bo spora stromizna i dobry wiatr. No to lecem - miałem chwilę przerwy w lataniu, więc jakoś na początku jestem mocno zaaferowany i nie bardzo sie skupiam na łapaniu noszeń (które i tak podobno były nie takie oczywiste).
Dlatego dosyć szybko tracę wysokość i postanawiam ruszyć w kierunku lądowiska - po drodze próbuję pierwszy raz porządnie zaciągnąć windę - no i okazuje się, że jej umiejscowienie na ramieniu z boku to totalna lipa - strasznie trzeba się namęczyć... Muszę ten system przerobić (widać to w 2 minucie filmu).

Sama lotnia (Bautek Milan) prowadzi się bardzo fajnie - zwrotna - posłuszna - sterowanie nie wymaga wysiłku - jedynie mam nieco wątpliwości co do miejsca mojego podwieszenia (ew. umiejscowienia masztu) bo jakby za dużo wysiłku potrzebuję, żeby ściągnąć sterownicę ale może kwestia przyzwyczajenia - potestuję z czasem. Dolatując nad lądowisko, czuję, że chodza bąble, więc zamiast lądować, jeszcze z 20 minut bawię się na nich, ćwicząc wykręcanie kominków - świetna zabawa - ale od tego kręcenia w pewnym momencie mnie mdli.. :)
Poza tym mam za ciasny kokon, więc mimo tylko pół godziny lotu czuję się zmęczony. zatem pora przysiadać - lądowanie spokojne, bo miejsca od groma. :)

Drugiego dnia znowu ruszamy na Kralovą, tylko tym razem wiało juz naprawdę soldinie, a do tego zaciągało chmury po wierzchołku, więc po godzinie czekania zawody są odwołane. Wszyscy składają lotnie, zostaje tylko ekipa węgierska, która po wyczekaniu okna w chmurach startuje błyskawicznie. Mnie łapie zazdrość, więc też przezwyciężam lenistwo - rozkładam na nowo lotnię i ruszam. Niestety wiatr już osłabł, wiec na żaglu ciężko uwisieć i po krótkim wierceniu się przy szczycie, zlatuję na dół (do tego pechowo moje radio w kieszeni układa się akurat na mojej nerce, więc cały lot męczę się z cholerstwem - jednak wygoda w kokonie to podstawa!).
Tutaj filmik (niestety mój telefon zamocowałem tak na szybko i kadr jest dosyć wąski - ale za to generalnie można śledzic moją mimikę) :D


{youtube}JccrS9HtcmE{/youtube}




air_viking napisał:

25 edycja Pucharu Podbrezowej to bez wątpienia impreza integracyjna.
Trzy dyscypliny: lotnie, balony na ogrzane powietrze oraz glajty pod dachem jednego hotelu i nad dnem jednej z najbardziej niesamowitych dolin, jakie widziałem do tej pory w zasięgu jednego tankowania samochodu.
Specyficzne potrzeby każdej z dyscyplin powodowały, że praktycznie przez całą dobę coś ciekawego działo się w otoczeniu, lub wnętrzach hotelu Biała Niedźwiedzica. A to baloniarze wymykali się wśród mgieł przed świtem rozwiązywać łamigłówki w lawirowaniu pomiędzy warstwami inwersyjnymi powietrza. A to lotniarze pędzili na wschodni skraj doliny, aby zameldować się na szczycie Kralovej Holi, po drodze obserwując ostatnie, decydujące akty zmagań baloniarzy o szczęśliwe lądowanie, zanim budząca się termika zacznie metodycznie zamieniać poziome w pionowe ruchy powietrza. A to wieczorami, kiedy wszyscy już szczęśliwie powrócili w miejsce skoncentrowania przy kuflu z pianką, bądź lampce wina, był czas by przeżywać na nowo akcję dzisiejszą, wczorajszą, sprzed tygodnia, miesiąca, a i nie były odosobnione przypadki sprzed lat trzydziestu kilku.

W części nas najbardziej interesującej, czyli lotniarstwa, co odczuwało się wyraźnie na każdym kroku, rywalizowało dwudziestu dziewięciu pilotów.
Pierwsza odprawa nie pozostawiała złudzeń. Kierownik zawodów przywitał się ze starą, elitarną kadrą tej imprezy. Dla mnie debiutanta oznaczało to mniej więcej tyle, że tak długo, jak tylko zdołam nawiązywać z nimi kontakt wzrokowy w powietrzu, jest szansa na proces dydaktyczny. Tyle, że z tym kontaktem wzrokowym sprawa nie okazała się łatwa. Zamarudziłem na starcie. W zasadzie to zapomniałem wyjąć nosek lotni, który zwykle chowam do transportu w kesonie. Nie jest możliwe wydobycie go przy napiętej lotni. Kiedy detrymuję Laminara, wymiatacze robią skok do komina i w zasadzie dla procesu dydaktycznego jest game over.

Kiedy jestem ponownie gotowy do startu, główna grań przestaje pracować. Cumulusy zaczynają budować się od przeciwległej stronie doliny. Nie ma lekko. Trzeba będzie jakoś dostać się w aktywne niezacienione rejony.
Po drodze negatywną weryfikację na obecność komina zaliczają: jar przy starcie, wiatrołomy na nawietrznej stronie żebra wyprowadzającego nad wioskę Sumiac, wiatrołomy na zawietrznej stronie wspomnianego żebra, także analogiczne struktury żebra sąsiedniego i o dziwo kolejnego, do którego doczłapałem na resztkach wysokości. Żebranie nabrało dla mnie nowego wymiaru dopiero, kiedy komin napadł mnie gwałtem w miejscu, którego bym się najmniej spodziewał. Brak szlachetnego rodowodu (no bo jakie szlachetne pochodzenie może mieć zapach gnojówki) nie przeszkadza mi zanadto, gdy w grę wchodzi możliwość zamiany wskazania (-600 względem startu) na coś bardziej optymistycznego.
Tyle się słyszy o zapłonie obornika, uwierzcie bądź nie, ale ten reaktor chemiczny pode mną dawał uśrednione 3m/s. Gwintuję sobie na razie owe trzy meterki beztrosko, nie przejmując się tym, że żona będzie wieczorem wymagała okazania spodniej części podeszfy z obawy, czy przypadkiem nie naruszyłem jakiejś uprawy nawożonej w sposób naturalny.
Z trzech meterków robi się metrów ponad pięć. Jedna zwitka za dużo i bach... zapakowałem się do obłoku. Całe szczęście, że widzę jeszcze teren pod sobą. Natychmiast winda, speedbar w okolicy pasa i przez półtora kilometra zmykam w kierunku najbliższej plamy słońca.
Wysypuję się z boku, 50m powyżej podstawy cumulusa zły na swoje gapiostwo. Nie jestem po trasie konkurencji. Kilka kilometrów dalej widzę, jak dwie lotnie odkręcają się w kierunku wysokich gór. Skręcam w tamtą stronę, ale przylatuję na zafarbowane miejsce za nisko i za późno. Manewr, który za chwilę wykonam, nazywa się strategicznym wycofaniem na "z góry upatrzone pozycje". Faktycznie wypatrzyłem je sobie z góry (te łąki do lądowania) i z podwiniętym kilem, jak niepyszny powoli na nie opadłem.

Trudno sobie wyobrazić lepszą pozycję startową do zawodów międzynarodowych jak ostatnie miejsce. Mnie też trudno to sobie było wyobrazić przed Pucharem Podbrezowej 2014. Teraz jest mi jakby łatwiej... ale proszę Państwa na taką imprezę za wpisowe w wysokości 25 Euro, to ja jestem gotowy pojechać natychmiast!



Kráľova hoľa
foto: air_viking
zdjecia


Start północny z widokiem na Tatry wysokie
foto: air_viking
zdjecia


Start południowy
foto: air_viking
zdjecia


Briefing do konkurencji
foto: air_viking
zdjecia


foto: air_viking
zdjecia


Rekonesans na lądowiskach
foto: air_viking
zdjecia


foto: air_viking
zdjecia


foto: air_viking
zdjecia




I jeszcze kilka słów wrażeń z wyjazdu Fernando znajdziecie tu:
http://lotnie.pl/index.php/kunena/Zawody/2014041-puchar-podbrezowej-2014#2015771


Link do galerii Fernando tu:
http://lotnie.pl/index.php/photos/piloci/frnandu/2014-08podbrezova-pohar



Pohár Podbrezovej 2014 widziany oczami (a raczej kamerką) słowackiego pilota - Milana Látečki:
{youtube}1QWRiDt67WE{/youtube}


foto by Milan Látečka:
joomplu:2555