A oto konkurs na naj-oryginalniejszego Lądowacza.

Konkurs trwać będzie do momentu, gdy liczba zgłoszonych osób osiągnie 20.

Nagrodą będzie 10 pączków i uścisk dłoni Adminki, która osobiście zadecyduje o osobie Zwycięzcy. :P

Dla lepszej orientacji Lądowacze zostali pogrupowani w kluby i sekcje.

 

 

1. Sekcja Lotniarzy Ciernistych Krzewów
...Prezes: Dasiu
...Członkowie: Smyk

2. Klub Wiewiórek
...Prezes: Bartek
...Członkowie: Pulsar, 5150 - czyli Wojtek, Mesiek

3. Lotniowe Koło Turystyki Pieszej
...Prezes: JacekJJ
...Członkowie: Janusz H. (Sprężynka)

4. Klub Wodnika Szuwarka
...Prezes: Smyk
...Członkowie: J77RS

5. Sekcja Kąpieli Błotnych
...Prezes: Smyk
...Członkowie: Bartek

6. Klub Elektryków
...Prezes: Niech nikt nie waży się przyznawać!
...Członkowie: jw.

7. Sekcja Stonek Ziemniaczanych
...Prezes: BravoDelta
...Członkowie: Smyk

8. Kaskaderzy-Automobiliści
...Prezes: Pulsar
...Członkowie: Bartek, Dasiu

9. Torreadorzy Lotniowi
...Prezes: Pulsar
...Członkowie: Alfred Jankowski

10. Lotniarze Asfaltowych Kamieni
...Prezes: JacekJJ
...Członkowie:

11. Klub Desantu na Kobyłkę
...Prezes: TomekP
...Członkowie:

12. Sekcja Gówn...iarzy
...Prezes: kayjero
.
..Członkowie:

13. Klub Akrobatów
...Prezes: gumi_krakus
.
..Członkowie:

14. Klub Awarii Podwozia
...Prezes: Roland
.
..Członkowie:





Jeżeli ktoś kwalifikuje się do którejś sekcji i go nie uwzględniono, bądź założy nową sekcję, - proszę o zgłoszenia

Uwaga Początkujący Lotniarze i Sporadyczni Czytelnicy tej strony:
Powyższe przyporządkowanie Lotniarzy do poszczególnych kategorii nie ma statusu oficjalnego!!!
 

 

 

 

A poniżej mały materiał uzasadniający przynależność sekcyjną, pochodzący w całości ze strony lotnie.pl

 
ad 1.
Zygmunt: Na pierwsze w życiu zawody lotniarskie, na wzgórzu Fordon w Bydgoszczy w październiku 1978 r, wybrałem się ze Zdzichem Daszkiewiczem, kolegą lotniarzem z Aeroklubu Słupskiego. Ja latałem na moim poczciwym Seagull'u z poszyciem z torlenu, on na znacznie nowocześniejszym Flamingu, wykonanym własnoręcznie, ale z poszyciem z czarnego ortalionu. Pogoda, jak to jesienią, była mocno "wilgotna"i w jego lotni ortalion tak się wyciągnął, że nawet z bardzo stromego zbocza lotnia wcale nie oderwała się od ziemi. Dobrze, że zbocze kończyło się krzakami, dzięki temu Zdzichu przeżył.

Smyk: Do lądowania w niedzielę trzeba było podejść bardzo nisko nad linią drzewek, lecąc w poprzek stoku. W ostatnim ostrym zakręcie znajduję się za nisko i zaliczam kolejny niegroźny kontakt z drzewostanem.

 

 

ad 2.
Pulsar: Nagle poczułem, że lotnia ruszyła i leci w kierunku brzegu. Wstrzymuję oddech, już jestem nad placem składowym elektrowni w budowie. Dziesiątki ton składowanego żelastwa, lądowanie tam to pewna śmierć, nie ma wolnego metra przestrzeni. Kątem oka dostrzegam na skraju placu 3 duże drzewa. Celuję w środkowe, - jedyny ratunek. I nagle w ułamku sekundy zauważam, że środkowa część jest już zajęta. Widzę jak ktoś rozpaczliwie mi kiwa "nie tutaj!" Poznaję Karasiewicza i Micińskiego, na drzewie pomaga Januszowi zdjąć jego lotnie z zielonym pokryciem. Gwałtownie wypycham z całej siły do przodu sterownicę, mój "Kanion" ociężale podnosi się i pnie się do góry w kierunku czubka drzewa, pokonuje go i z drugiej strony zjeżdża ze mną błyskawicznie w kierunku gleby. Pryska sterownica, a moja twarz ma bliskie spotkanie z błotem. Z drzewa klnie Janusz: "Musiałeś wybrać cholera to drzewo?" Odpowiadam błyskawicznie: "A Ty?"

5150 (na Krzyku): Dzisiaj niechcący zdobyłem sprawność wiewiórki szczęśliwie bez strat w ludziach.

Mesiek: Nad drzewami już prawie byłem bliski dokręcenia pod wiatr, ale niestety drzewa były zbyt blisko. Wykonałem słabo kontrolowane wypchnięcie i wylądowałem na 3 drzewach. Jedna końcówka na jednym, druga na drugim a ja po środku kurczowo trzymając się gałęzi trzeciego. Całe szczęście dla mnie to trzecie zrobiło sporą dziurę gałęzią w poszyciu i stanowiło pewien "margines bezpieczeństwa". Akcja trwała dość długo ,ale cały i zdrów wylądowałem na matce ziemi. Zostałem okrzyknięty drwnym kocurem, czyli wiewiórką.

 

 

ad 3.
JacekJJ: Ja osobiscie w sekcji wedrowek pieszych moglbym sie spokojnie znalezc, bo nie raz przemaszerowalem kilometr lotniska wracajac na miejsce startu, po tym jak krecilem nad wyciagarka komin az do samiutkiej ziemii..

 

 

ad 4.
Smyk: Ja mam na myśli lądowanie w zalewie Pińczowskim pierwszego dnia szkolenia

J77RS: Zerwało mi śrubę łączącą wał napędowy z zębatką, już 3raz pękła, muszę ją zmieniać częściej niż mi się wydawało, cieszę się, że miałem możliwość zgasić silnik przed wodowaniem, byłoby po silniku jakby zaciągnął wodę pracujący. W locie się już poodpinałem, ćwiczyłem wcześniej ewentualność wodowania, dużo latam nad wodą i pewnie nie raz jeszcze mi się to przydarzy.

 

ad 5.
Smyk: Tak tak, a pamiętasz jak z Klonówki na Discussie doleciałeś nad Masłów, a ja za Tobą na Toplessie w błocie przed ogrodzeniem lądowałem?

Agi: Pewnego pięknego dnia u stóp moich spoczęła w łazience uprząż uwalana w glinie do niemożliwości. Faktowi temu towarzyszyło błagalne spojrzenie typu: "Czy nie dałoby się coś z tym zrobić...?"
Ze 2 kilo gliny obklepałam młotkiem, co do reszty postanowiłam zastosować metody radykalne - czyli wrzucić do wanny i wyprać.
Ale tak sobie myślę, - pieron jeden wie co tam jest w środku. Zanim doprowadzę do totalnego zardzewienia, zapytam Experta.
Zadzwoniłam do Rusłana.
R: - Hallo?
A: - Cześć Rusłan, słuchaj czy można wyprać uprząż w wannie...?
R: - Ale po co? Weż wilgotną szmatkę, a resztę odkurzaczem, wyczyści się elegancko.
Oczami wyobraźni ujrzałam ogromniasty stos wilgotnych szmatek i zaklejony gliną odkurzacz. Więc drążę dalej:
A: - Ale jakbym się uparła wyprać - to można, czy coś tam w środku zardzewieje?
R: - Nic nie zardzewieje, to porządna uprząż.
No, to miałam już odpowiedź i przyzwolenie na moją działalność. Ale ponieważ licho we mnie siedzi, postanowiłam zadać jeszcze jedno małe pytanko:
A: - Ok. Słuchaj, ale zapas wcześniej wyjąć, nie?
R: - NO TY NIE RÓB JAJ !!!!!!!

 

 

ad 6.
!!!

 

 

ad 7.
Smyk: Na zbożu widać było ładnie kierunek wiatru, jeszcze coś mi zapikało (miałem ze 200m nad grunt) zrobiłem 2 kółka, ale nic sensownego to nie było, więc prosta do lądowania, 100m obok Grześka. Na ziemniaczkach.

 

 

ad 8.
Pulsar: Jak mi wyszedł pierwszy udany start podczas nauki spod szkoły, to wylądowałem na dachu autobusu, który z wycieczką tarabanił się po serpentynkach do góry. A żeby było śmieszniej, to owym autobusie jechały członkinie kółka różańcowego jednej z parafii, której już dzisiaj nie pamiętam . A jechały się modlić do kapliczki,która stała przy drodze na Żar. Ale im stracha napędziłem,, kiedy kończyłem dobieg w okolicach SZOFERKI....

 

 

ad 9.
Pulsar: Kiedyś, kiedy podczas nauki lotnia leciała tam gdzie chciała, a nie tam gdzie chciał uczeń-pilot, po starcie spod szkoły (a był to już wieczór) lotnia uparła się lecieć mimo moich wysiłków w prawo. Przyziemiając na małej łące obok lotniska śmiertelnie przeraziła byka, który się spokojnie pasł. Widział to gospodarz i zamiast gonić byka, zaczął gonić mnie. A że w ręku miał siekierę, to o mało nie wystartowałem na lotni pod górę i to z wiatrem. To byłby ewenement na skalę światową. hihi

Dasiu: Początek lat 80-tych, obóz lotniarski w Jeżowie. Siedzimy sobie z Alfredem Jankowskim (jeden z pionierów lotniarstwa we Wrocławiu) na południowym stoku, na dole pasą się krówki a między nimi byk. Widzisz tego byka - pyta mnie Alfred? Widzę. Wyobraź sobie, że całą zimę budowałem nową Vegę, miesiąc temu przyjechałem ją oblatać. Zleciałem na południe, trochę ją przeniosłem i siadłem żeby odpocząć. Dmuchnął wiatr, lotnia zaszeleściła, byk podniósł łeb podniósł ogon i ruszył. Ciągnął ją 50 m tratując niemiłosiernie. Tak zniszczonej lotni nigdy nie widziałem. Nie było co naprawiać - kończył swoją opowieść Alfred. Byk wybił mu latanie z głowy, bo już nie zbudował następnej, ale co roku przyjeżdżał do Jeżowa obserwując jak inni latają.

 

 

ad 10.
JacekJJ: Lot byl piekny, widoki swietne, a przy ladowaniu wielki pech. Z 20 metrow idac do tego miejsca wogole nie widac tych rozrzuconych gruzow asfaltowych. Ktorys z tych kamlotow mi musial noge zaczepic albo co, nie wiem.. W kazdym razie to co pamietam to ze laka mnie wciagnela i zrobilo bum, a potem ciemnosc. Potem sie zrobilo jasno, poczulem ze zadnych wiekszych bolesnosci niz na sparingu bokserskim z mistrzem wagi ciezkiej nie odczuwam. ...




ad 11.
TomekP: Na Rogu nie ma oficjalnego jednego lądowiska, jest kilka łąk i pól, na których można wylądować (oczywiście nie lądujemy w uprawach). Najważniejsze jest, aby nie latać i przede wszystkim nie lądować blisko pasących się tam koni, jak konie stoją na jednej łące, to ląduje się na drugiej. Jak lądowałem tam pierwszy raz i o tym nie wiedziałem, jeden z koni się spłoszył i właściciel pola chciał przejechać traktorem po mojej lotni. Na szczęście udało się całą sytuację wyjaśnić, w zamian obiecałem mu, że będę krzewił wiedzę na temat lądowania na jego łąkach.




ad 12.
kayjero: Ja zaliczyłem gówno owcze na pierwszym dniu tak na szczęście i widać zadziałało bo dalej bez kolizji.




ad 13.
5150: Nie widzę kontrkandydata dla gumiego - akrobacja nad ziemią taka, że powinno to dać do myślenia pilotom red bulla. Kości z gumy - pilot cały i uśmiechnięty. Proponuję więc nową kategorię - akrobacja.




ad 14.
Roland: Lądując, dosłownie 5 metrów nad ziemią zdałem sobie sprawę, że do dyspozycji będę miał tylko lewą nogę, gdyż mój prawy but zahaczył haczykiem od sznurowadeł o którąś z linek w kokonie. Pozostało mi tylko precyzyjnie trafić z wypchnięciem i całość poszła niewiele gorzej niż lądowanie na dwie nogi.