foto: Paweł Bulat - Paweł, wielkie dzięki za zdjęcia!
Pod artykułem już 5 filmików..., kolejne w drodze :-)



(napisał Rusłan)

Było fajnie i prawie wszyscy polatali jak należy. Nad Skrzycznem była inwersja gdzieś na 1700 mnpm i wyżej jak 500m trudno było wykręcić.
Zacznę od tego, że wczoraj w piątek zrobiłem wycieczkę do Warszawy i z powrotem. Koledzy wracając z Kijewa przywieźli mojego nowiutkiego Discusa C15 - 010. Nie ukrywam, że spieszyłem się do domu żeby na rano pojechać polatać na nim. Smyk powiedział, że też jedzie na Skrzyczne. Szybkie pożegnanie w Warszawie i za trzy i pół godziny już byłem w Krakowie.
Sobota rano wyjazd razem z Maćkiem, co dopiero zaczyna zabawę z lotnią. Powiedziałem mu, że będzie super i pozna kwiat lotniarstwa polskiego. Na szczycie już było rozłożone 6 lotni, po chwili przyjechał Wojtek i Andrzej z Krakowa.
Pierwsza grupa wystartowała i zaczęli ładnie się wykręcać nad start razem z glajtami. Szybka piłka i ja dołączyłem do naszych. Przed startem miałem małą niepewność, bo pierwszy raz leciałem na lotni co ma ogon. Po starcie troszeczku musiałem sobie przypomnieć co i jak, bo to pierwsze latanie termiczne moje w tym roku. Discus spisuje się super, bez problemów wykręciłem się wyżej wszystkich. W kominach Discus kręci bardzo poprawnie i bez wysiłku centruje kolejne napotykane kominy.
Jednym słowem było super, fajne latanko.
Pewne rzeczy muszę poprawić u siebie.

  • Zmienić rękawice na takie, co nie ślizgają się po sterownicach. Bardzo to utrudnia start i przenoszenie lotni. Trzeba wybrać z jakimś silikonem na dłoniach.
  • Zmienić sposób ubierania się. Po chwili miałem wrażenie, że marzną mi ramiona. Proszę o swoje doświadczanie w tym temacie.
  • Podłączyć radio. Mam wszystko ale nie mam przejściówki.
  • Popracować nad sposobem zaplanowania i samym lądowaniem. Na lądowisku przesmarowałem do połowy pola i dopiero tam wylądowałem. Fakt, że DiscusC 010 ma bardzo dużą doskonałość i muszę nabrać wprawy przy lądowaniu.
  • Poprawić kondycję, bo po niecałej godzinie latania poczułem zmęczenie, co było sygnałem do lądowania. Może byłem troszeczku zmęczony po wojażach do Warszawy. Mimo wszystko kondycja słaba i trzeba ją wzmocnić.

    track Rusłana




foto: Paweł Bulat




foto: Paweł Bulat




foto: Paweł Bulat

 



foto: Andrzej (kliknięcie w foto przekierowuje do galerii Autora)




Kadr z filmu bartka



foto: Mesiek





(napisał sterylny)

Serdeczne dzięki za wspólne latanie w wyborowym towarzystwie. A wyjątkowe podziękowania dla Meśka za siłę przekonywania, bo bez jego namowy pewnie wybrałbym latanie u siebie. Przyjechaliśmy z Michałem Dybałą (WILK) najwcześniej na start, bo już pierwszym kursem kolejki na górę. Obawialiśmy się, że wiatru nie starczy na długie utrzymanie się na żaglu. Pierwsze starty paralotniarzy pokazały, że zbocze pracuje i zaczęliśmy odpalać. Warunki były wymagające. 11-tu lotni na starcie Skrzyczne już dawno nie widziało. Wszyscy latali bardzo wysoko. Mi udało wdrapać się do 1811m. Pięknie latały nowe Discusy Bartka i Rusłana. Chociaż zaniepokoiłem się, gdy startujący jako jeden z pierwszych Bartek (przecież lokalny wyjadacz) zaraz po starcie zniknął po prawej stronie poniżej poziomu startu. No ale już za chwilę wykręcał wysoko nad szczytem. Ktoś mówił, że "coś" mu się w uprzęży nie tak ułożyło i zanim sobie z tym poradził (a pewnie bolało) to stracił trochę wysokości. Nad zboczem było bardzo gęsto. Rzadko zdarza się, żeby po lataniu tak bardzo bolał kark od rozglądania się wokoło. A uwierzcie, trzeba się było rozglądać. Strasznie marzyło mi się oblatanie Skrzycznego, więc rzucałem się z pazurami na każdy komin. Wylatałem w sumie 2:45 bo nawet na podejściu do lądowania nie odpuszczałem wykręcania bąbli. Po locie byłem wykończony. Totalne 0 kondycji. Na pewno złożyło się na to jeszcze to, że zaraz po starcie straciłem suwak od kokonu i cały czas karabińczyk od taśmy piersiwej wiercił mi dziurę w mostku. Dodatkowo, nieoblatane wcześniej zmiany długości taśm ramiennych, okazały się zbyt drastyczne i w efekcie będę się musiał wieczorem tłumaczyć żonie z siniaków. Ale jak to się ma do takiego superowego latania...






(napisał gumi_krakus)

Generalnie, to chciałbym powiedzieć że:
TAKIE spotkania powinny odbywać się regularnie, a nie od święta, może więcej osób się przekabaci.
To, że warun był super a towarzystwo jeszcze lepsze, to nawet nie ma co pisać.
Pozdrowienia, jednak brakowało mi głównej czarownicy i organizatorki


track gumi_krakusa






(napisał smyk)

W sobotę warun był przepiękny, ale niestety, płacąc kasę za parking, wjeżdżając na górę, czy widząc startowisko, trochę zwątpiłem w Skrzyczne.
Potem wziąłem i fajnie polatałem (co będzie wrzucone na XCC).
Natomiast potem wjeżdżając na Stranik, znowu zwątpiłem w te góry. To trochę nie na moje osobowe auto drogowe.
Ale już najbardziej zwątpiłem w te góry, jak szorowałem sterownicą po wykarczowanych pniaczkach i waliłem płytą kokonu w lotnię, która waliła krawędzią natarcia w te pniaczki, a wszystko jakieś 10m poniżej wierzchołka.
Jedyne, z czego byłem zadowolony, to bardzo dobre przygotowanie praktyczne do wykorzystania lotni jako klatki ochronnej.
No i taki wątpiący trochę wracam, choć niewykluczone, że po prostu potrzeba więcej startów, więcej wyjazdów.
Chociaż stanie w korku między Bielskiem-Białą a Katowicami jeszcze dodało mi wątpliwości...
Następne spotkanie może lepiej na nizinach


track smyka






(napisał Wojtek)

W końcu polatałem na Skrzycznym! Miałem być tam już w ubiegłym roku, ale niechciana przygoda na Jaworowym wykluczyła mnie z części sezonu i nie udało się. Góra sroga - i o to właśnie chodzi Wystartowałem po godzinie 15, pięknie nosiło (najlepszy komin, który wycentrowałem miał 3,5 m/s). Target to trochę mięśniolot, więc zmęczenie dość szybko dało się we znaki - polatałem jakieś 85 minut, dokręciłem parę razy do wysokości inwersji i wylądowałem. Na Straniku było "czujnie", kominy wąskie, ale dało się polatać około pół godziny. Piękny Łykient






(napisał michalo)

Parę zdań na temat moich wrażeń.
Na Żarze byłem z rodziną już w czwartek, niestety deszczowy i mglisty. W piątek było nieco lepiej, jednak warunków do latania też nie było. Dopiero wieczorem wracając z krótkiej wycieczki zobaczyłem nad Żarem lotnię, która po chwili wylądowała na lotnisku. Pilotem okazał się John (emigrant z UK). Zrobił tego dnia zlot ze szczytu i mnie też do tego gorąco namawiał, ale nie zdecydowałem się ponieważ była już 18:30, a poza tym nie lubię latać bez towarzystwa. Szkoda, że nie mógł dołączyć do nas następnego dnia i polatać z nami nad Skrzycznem.
Ze Skrzycznego startowałem już nie pierwszy raz i widząc jakie są warunki wiedziałem, że da się polatać, chociaż trzeba będzie trochę swojej lotni pomóc, bo liczyć na sam żagiel raczej nie można było.
Wystartowałem chyba trzeci (za Smykiem). Start nie był zbyt udany, podobno na rozbiegu lekko zahaczyłem linką lub skrzydłem o jakiegoś filmującego turystę, ale jakoś z tego wyszedłem cało i już po paru minutach byłem nad startem wśród lotniarzy i paralotniarzy. Rzeczywiście latając w takim zagęszczeniu trzeba mieć oczy dookoła głowy a i to czasem nie wystarczy. W którymś momencie, krążąc sobie w lewo w kominie nad szczytem Skrzycznego i bacznie obserwując głównie lewą stronę abym nie wleciał w kogoś innego, poczułem lekkie szarpnięcie za prawe skrzydło. Przez chwilę myślałem, że to jakiś poryw termiczny, ale kiedy spojrzałem w prawo okazało się, że otarłem się prawą końcówką skrzydła o linki paralotni lecącej w tym samym kierunku. Do tej pory nie wiem skąd się tam wziął ten paralotniarz, wcześniej go przed sobą nie widziałem. Trzeba być naprawdę czujnym.
Poza tym drobnym incydentem latanie było naprawdę fajne, prawie dwie godziny w termicznym żagielku to doskonały trening techniki i wytrzymałości fizycznej. Muszę jeszcze tylko dopracować technikę lądowania w bezwietrznych warunkach i wysokiej trawie.
W niedzielę na Straniku byłem już tylko jako widz. Nie latałem, ponieważ musiałem z rodziną wcześniej wracać do domu. Ale popatrzyłem sobie jak inni latają. Widziałem, że Mesiek radził sobie bardzo dobrze i gdy Wilk i Sterylny byli już na lądowisku on jeszcze latał. Szkoda tylko, że nie mogłem sam polatać, chociaż warunki były mniej sprzyjające niż dzień wcześniej.

track michalo





(napisał Mesiek)

Prognozy były zachęcające na sobotę. Liczyłem tylko, że podstawa będzie wyższa. Faktem jest również, że prognozy zapowiadały wiatr NE, a na górze okazało się, że wieje E i to chwilami z odchyłką S. Frekwencja przerosła najśmielsze oczekiwania. 11 pilotów! Szok.
Warunki do startu nie rozpieszczały. Wiatr słaby i ta południowa odchyłka. Cierpliwość jednak popłaca. Jeden za drugim startowaliśmy w niebo nad Skrzycznym.
Jedynym, któremu start zupełnie się nie udał, był Jacek.
Szkoda. Sam w zeszłym roku spaliłem start w tym miejscu.
Warunki były trudne, ale dało się polatać. Wąskie narowiste kominy, szerokie chwilami strefy duszeń i praktycznie nieobecny żagiel. To jednak w moim odczuciu nie stanowiło dużego problemu. Zdecydowanie większym moim zdaniem była obecność paralotniarzy. Na około 30 pilotów, jedynie jakichś 5-ciu potrafiło krążyć w kominie. Większość oczekiwała, że 300m nad szczytem góry obowiązują takie same zasady jak na wysokości zbocza. Chaos i ciągłe testowanie się nawzajem. Sam miałem sytuację podobną do Michała. W stabilnym, ciasnym krążeniu przeleciałem w odległości paru metrów (3-4 ?!) od przecinającego komin paralotniarza. Może krążył szeroko i zahaczając jedynie centrum noszenia w którym ja się znajdowałem. Był powyżej mnie, więc moja widoczność była ograniczona. Wielokrotnie tego dnia w czasie mojego krążenia paralotniarze widząc, że coś kręcę przecinali zarówno górą, jak i dołem przez centrum mojego komina. Tylko 2 dołączyło do mnie w ładnym stylu i po stycznej dawaliśmy do góry w jednym noszeniu. Większość stosuje metodę przechodzenia przez "szpile" od zawietrznej, z wyhamowaniem w momencie gdy są pod jego działaniem. Nie piszę o tym, żeby pożalić się przed wami, ale uważam, że Michała błąd wcale nie musiał być tylko jego błędem. Oczywiście nie zwalnia to nas lotniarzy z odpowiedzialności za swoje i ich bezpieczeństwo. Ja sam chętnie przeprosiłbym paralotniarza za stres, którego pewnie równie mocno doświadczyliśmy. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że następnym razem będziemy bardziej uważać. Mimo, że z punktu widzenia lotniarza krążącego w chmarze chaotycznie latających paralotniarzy jest to ekstremalnie trudne.
Mi udało się wykręcić 3 razy pod 1800 mnpm. Dało się odczuć, że lepiej w tym miejscy już nie będzie. Jednak widać, jak ciągle dużo mamy do zrobienia. W tym samym dniu paralotniarze polecieli ponad 70km (!!), a nawet 131km. Przepaść...
Ja zdecydowałem się na zachowawczy lot w stronę Klimczoka. Tam jednak po dłuższej walce okazało się, że powyżej 1300 mnpm nie podskoczę. Pozostało mi wylądować na przystrzyżonym trawniku modelarzy.


track Meśka


track wilka


track bartka






Filmik pt. "Podobno lotniarze odlecą" 








Filmik pt. "Lądowanie Sterylnego" 









Filmik pt. "Bartek Sceptyk, Rusłan Miszczu" 
(Niestety nie udało się nam przybliżyć na Rusłana i mało Go widać... Będziemy to poprawiać, ale już nam komp nie wyrabia) 






 



Filmik pt. "Lądowanie Wojtka" 










Filmik pt. "Lądowanie Bartka" 







cdn... więc zaglądajcie tu  :-)