Wspomina Eugeniusz Studziński:
"Beata (Ślezińska - przyp.red.) wyszła za Kazia Gancorza. W naszej sekcji (Śląskiej - przyp.red.) było dwóch braci. Wspomniany Kaziu i Andrzej. Z tym, że Kaziu z niewiadomych mi przyczyn w połowie lat 80-tych, albo jeszcze wcześniej przestał nagle latać, choć latał dobrze i odważnie. Natomiast Andrzej latał długo. A teraz o Beacie Ślezińskiej. Rodzący się talent w lataniu na lotniach, na zawodach kosiła nas mężczyzn, - ojoj nie było to w smak niektórym kolegom (męska ambicja). Personel naziemny mówi: "męski szowinizm" hi hi. Niestety w trakcie oblatywania swojej nowej lotni 5-tej generacji spod szkoły, coś poszło nie tak i przy lądowaniu, czy przy starcie uderzyła głową o podłoże i doznała urazu kręgosłupa szyjnego. Przeszła skomplikowaną operację. A teraz będzie weselej, bo przypomina mi się zabawna historia, jak to Beata zmusiła moją mamę do NATYCHMIASTOWEGO PADNIJ. Pod koniec lat 70-tych i na początku 80-tych zawody na Żarze były rozgrywane w zasadzie na celność lądowania - centrum koła 25 m. Pilot startuje z Żaru, trafia w środek - to max punktów. A jak ląduje poza, to odlicza się punkty. W późniejszym czasie celność lądowania przenosi się również do rodzącego się motolotniarstwa. Więc biegam podczas zawodów na celność z taśmą mierniczą i notesem, gdzie zapisuję wyniki lądujących zawodników. W powietrzu Beata kręci ósemki i przymierza się do lądowania. Podnoszę wzrok znad notesu, gdzie zapisałem wyniki lądującego wcześniej Zygmunta Kubińskiego i szukam Beaty na tle nieba, nie widzę. Nagle ukazuje się od strony wschodniej lotniska (poprzednicy lądowali od zachodu lub południa). Leci na wysokości 2 metrów z ogromną prędkością. Dzień był bezwietrzny, sęk w tym, że od wschodu stoi liczna grupa sympatyków lotniarstwa, turystów i rodzin lotniarzy, a wśród nich i moja rodzina z mamą czele. Zrobiło się niezłe zamieszanie, bo ktoś zauważył celującą w nich Beatę. Bractwo się w panice rozbiegło, a mama się zagapiła w tym całym zamieszaniu. Nagle się obróciła, ich spojrzenia musiały się spotkać ZDĄŻYŁEM KRZYKNĄĆ "PADNIJ" i na sekundę przed katastrofą moja mama wykonała chyba pierwszy raz padnij na komendę, jak w wojsku. A Beata wylądowała w samym centrum koła. Pozdrawiam Pulsar."
źródło: Forum lotnie.pl-2
|