lonek napisał: Z tego co pamiętam , a latka lecą , z tej rampy startował min. Grzybol .
Grzybol ,może coś napiszesz w tym temacie .
No tak, Lonek wyrwales mnie do tablicy
Zgadza sie startowalem ze starej rampy na Skrzycznym tylko raz bo to byl taki start ktorego do dzisiaj nie zapomne.
Piekny czerwcowy dzien w 81 roku. Rodzice odwiedzil mnie w Bielsku wiec zaproponowalem im szybko wycieczke na Zar (przyjechali samochodem wiec byl transport) a przy okazji chcialem im pokazac jak latam. To byl poczatek mojego drugiego sezonu przygody z lotnia. Na szczycie okazalo sie ze wiatr zaczyna sie odkrecac na NE z tedecja na E wiec szybka decyzja naszego guru Jozkia Gigonia - jedziemy na Skrzyczne – super, pierwszy raz polece ze Skrzycznego i to pod okiem takiej “chodzacej legendy”. Jozek Gigon to wielki pilot lat ’70 i ’80 a przy tym facet o swoistym poczyciu humoru wiec rodzice mieli niezly ubaw podczas podrozy z Zaru do Szczyrku. Kiedy dotarlismy pod “krzeselka” okazalo sie ze nie jestemy sami bo juz bracia Gancorze rozpakowywali swoj sprzet.
Po godzinie bylismy wszyscy na szczycie. Teraz spacerkiem do pomostu z ktorego nikt nie startowal przez ostatnich kilka lat. Pomost byl wybudowany w latach ’70 w “przecince” na kierunek ENE.
Po dotarciu na miejsce okazalo sie ze stan techniczny pomostu jest niezaciekawy, wiele desek zgnilo i tym samym bylo kilka pokaznych dziur. Tak w ogole to ten pomost orginalnie byl bardzo krotki. Sama przecinka wygladala w ten sposob ze potezne sosny zostaly sciete circa 1 metr nad ziemia wiec widok pod pomostem byl nieciekawy. Entuzjazm mi lekko opadl ale Jozek stwierdzil ze nie ma problemu wiec zaczalelismy rozkladac sprzet. Rodzice rozkoszowali sie przepieknymi widokami Beskidu, a ja z kolei zaczalem sie uczyc na pamiec krokow startowych tak aby podczas rozbiegu noga nie wpadla mi do zadnej z tych dziur. Uczylem sie tych krokow na pamiec poniewaz mam nawyk NIEpatrzenia pod nogi przy starcie tylko patrzenia przed siebie na linie horyzontu-dziobu lotni. Miejsca na pomoscie bylo na postawienie tylko 4 krokow wiec “wyjadacze” uczulali mnie na dynamiczny rozbieg. Caly trick polegal na tym zeby zrobic pierwszy krok dlugi, dwa krotkie, i dlugi. Wiaterek w nos ale 1-2 m/s.
Ustalili ze polece w srodku grupy tak na wszelki wypadek. Jozek odpali pierwszy po tych deskach w rytmie czaczy, teraz na mnie kolej. Cienias jestem w tancu wiec zamiast “czacza” to rozbieglem sie “walcem” no i zaczelo sie! Po opuszczeniu pomostu bylem prawie na przeciagnieciu wiec ratujac sie pelne sciagniecie ale te cholerne pnie wystajace, wiec to byla walka o uzyskanie predkosci przelatujac nad kolejnymi pniami po kilka centymetrow. Kiedy juz uzyskalem predkosc zadowalajaca okazalo sie ze jestem na koncu przecinki w polowie wysokosci wysokich sosen. Nic innego nie pozostalo tylko rozpaczliwa proba przeskoczenia tej sciany lasu. Po pelnym wypchnieciu czubek jednej sosny uderzyl we mnie i moja sterownice ale na moje szczescie za ta sosna bylo troche miejsca na ponowne sciagniecie. Na moment zniknalem z pola widzenia Gancorzom i rodzicom ale udalo sie ponownie rozpedzic skrzydlo. Teraz lot po kresce na “cycki” i ladowanie w Lipowej. Oczywiscie Jozek pogratulowal mi za pierwszy lot ze Skrzycznego nie bedac swiadomy co nawydziwialem. Oczywiscie opowiedzialem mu o tym makabrycznym starcie. Kiedy Andrzej Gancorz wyladowal to stwierdzil ze pierwszy raz zobaczyl wszystkie kolory teczy na czyjejs twarzy, szkoda tylko ze to byl moj Tata. Mialem duuzo szczescia.
Juz nigdy nikt po nas nie startowal z tego pomostu. Pomost zgnil a w miedzyczasie nadlesnictwo wycielo kawal lasu przy FIS-ie na wschodnim stoku no a tam to juz jest bajka.