alt

Zainspirowany kilkoma obejrzanymi ostatnio filmami, poczułem w sobie potrzebę napisania tekstu a'la Bear Gryllys*.

Tekst traktowałby o pilotach wessanych w chmury, o czynnikach przeżycia w warunkach, w których bardzo dużo zależy od tego, co zrobisz. A tam, gdzie kończy się Twoja inwencja, dużo do powiedzenia ma jeszcze szczęście.

Ale o szczęściu byłoby na koniec. Na początek potrzebujesz jednego: wyobraźni.

 






Foto: extopaflyer

 


Wyobraź sobie zatem dzień, w który lecisz na przelot, a niebo wokół Ciebie pełne jest chmur. Popatrz sobie na nie uważnie, zobacz na ile dzisiaj zabaw te chmury Ci pozwolą. Igły, wąskie i wysokie, zwane cumulus congestus, to przykładowo niepokojąca wróżba. Nieco grubsze i niewysokie chmurki, przypominające wyglądem bułki kajzerki, to zapowiedź spokojnego dnia i pięknej zabawy.

Na widok chmur rozległych i wybudowanych w pionie, bez widocznego sufitu, na którym rozpłaszczałyby się ich wierzchołki, dobrze jest uważnie zerknąć w prognozę pogody. Ciemne osobniki – nawet i tego nie wymagają. Po prostu wiadomo, o co z nimi chodzi na pierwszy rzut oka.

Widzisz już zatem chmury. Z zewnątrz wyglądają jak wata, ale zachowują się jak dym, może z małym dodatkiem bitej śmietany ;). To, co dzieje się w ich wnętrzu, wyraźnie widać na zewnątrz. Wiedza nabyta z obserwacji chmur z boku, jest jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie zabieramy ze sobą pod ich podstawę. A czasem – do środka.

Po pierwsze – chmura, która jest nad Tobą, prędzej czy później rozbuduje się do rozmiarów największej chmury widzianej przez Ciebie w okolicy. Od razu wiadomo, w środku czego możesz się znaleźć.

Po drugie – w chmurze są noszenia, słabsze noszenia, duszenia, a lotnie mogą szybko przeciąć je wszystkie i dotrzeć poza chmurę. Trzeba tylko wiedzieć jak.

Wyobraź sobie, że już wycentrowałeś noszenie i krążysz coraz wyżej. Jest stabilnie, sielankowo. Rozejrzałeś się za następną chmurką. Co robisz teraz? Otóż przestajesz krążyć w najlepszym centrze. Im bliżej podstawy, tym bliżej krawędzi chmury. Dzięki temu prostemu manewrowi, nawet zaskoczony silnym ssaniem, wyprostujesz lot i relatywnie szybko opuścisz chmurę.

Tym razem jednak zagapiłeś się. Zostałeś w centrum, noszenie wzrosło do 6 m/s przy locie po prostej, a do krawędzi jest daleko. Co teraz?

To proste. Ściągasz ile wlezie i tak długo jak widać ziemię, lecisz w stronę najbliższej krawędzi chmury. Przy średnio silnym baranku zbijesz noszenie do 1 – 1,5 m/s, gdy Twoja prędkość postępowa wzrośnie do 90 – 100 km/h (przecież kupiłeś sobie dobrą lotnię do robienia przelotów i w byle szkółce się pod chmury nie pchasz, prawda? Wyciągniesz 90…)

Patrzysz uważnie na ziemię, bo ta zaczyna się bujać – a przecież chcesz lecieć po prostej. Jednak jeśli masz pecha albo mocno się zagapiłeś, ciągle możesz widzieć na wario 2 – 3 m/s. A ziemia może już w tej chwili powoli ulegać zamgleniu. Jeśli to następuje, zrób trzy BARDZO WAŻNE RZECZY, zanim przestaniesz ją widzieć.

PIERWSZA: zmień program. Nie uciekniesz, nie przebijesz się, przed sobą masz kilka lub nawet kilkanaście minut w innym wszechświecie. Zaakceptuj to. Ludzie potrafią przetrwać z zasłoniętymi oczami, uszami i nozdrzami, w wannie z wodą o temperaturze 36,5, pozbawieni totalnie bodźców, nawet kilka godzin. A Ty po prostu na jakiś czas stracisz górę i dół. Wiaterek dalej będzie szumiał Ci we włosach, a przy odrobinie szczęścia z jednej strony mgła będzie jaśniejsza. To jeszcze nie koniec świata.

DRUGA: zachowaj spokój. Wielu ludzi panikuje przy tego rodzaju deprywacji sensorycznej. Próbują rzucać zapas, odpinać się od lotni, wykonują gwałtowne ruchy dokładając się do turbulencji, czasem przez to łamią skrzydło. Pamiętaj, że lotnia z podczepionym workiem kartofli samoczynnie wchodzi w lekki zakręt i nie ma tendencji do robienia pętli czy innych niebezpiecznych figur. Spróbuj być workiem kartofli. Dasz sobie radę. Pomoże Ci cierpliwość i pamięć o tym, jak wyglądały chmury od zewnątrz.

TRZECIA: stopniowo zmniejsz prędkość do około obojczyka. Wcześniej miałeś sterownicę na pępku, a lotnia się bujała. Teraz obie ręce masz na wysokości barków, a Twoje ciało jest pod kątem prostym do sterownicy. Jeśli zrobiłeś to jeszcze widząc ziemię i lecąc po prostej, gratuluję. Właśnie zyskałeś kilkaset metrów w stronę krawędzi chmury. To znaczne skrócenie czasu przebywania w innym wszechświecie.

Tymczasem zrobiło się trudno. Zniknęła ziemia. Zostały Ci jeszcze resztki orientacji. Jeszcze błędnik nie szaleje i nie jesteś świadomy tego, co Cię spotka za chwilę. Jeśli jednak zrobiłeś Trzy Ważne Rzeczy, jesteś całkiem nieźle przygotowany na następny etap. Ale zanim on nastąpi, powiedz mi szczerze, czy pomyślałeś przy starcie i ustaliłeś dla swojego przelotu jakikolwiek stały punkt orientacyjny? Cel? Albo chociaż miejsce startu? Czy jest on wbity w Twoim GPSie i czy w każdej chwili możesz ustawić „GOTO” na ten punkt?

Zrobiłeś to, prawda? Przecież przeloty do określonego punktu (do Hrubieszowa z Pińczowa, do Pińczowa z Masłowa) dają największą frajdę, motywują i fajnie jest taki punkt mieć. Masz? Brawo. Bo takie punkty mają jeszcze jedną użyteczną właściwość. Dają Ci strzałkę w chwilach, kiedy znika góra, dół, a lewo miesza się z prawym. Innymi słowy – dają Ci kolejne kilkaset metrów bliżej do krawędzi chmury.

Kiedy znika ziemia, a Ty jeszcze masz poczucie trzech wymiarów, zaczynasz patrzeć na strzałkę i tylko na strzałkę na swoim GPS-ie. Twoim zadaniem jest jak najdłużej utrzymać ją prosto. Tak, żeby się nie obracała. W zależności od chmury może to być kilkanaście sekund lub kilka minut. Ważne, żeby przy tych próbach nie rozpędzać ani nie zwalniać lotni i wykonywać oszczędne, cierpliwe ruchy. Tak o pół tułowia. Zauważ, że Twój wszechświat to teraz całkiem niewielka liczba rzeczy, których musisz pilnować – strzałka i Twoje położenie względem sterownicy. Jakiekolwiek wybieganie zmysłami poza ten układ – to prosta droga do konfuzji. Możesz podziwiać widoki, ale te szczerze mówiąc są dosyć monotonne. Możesz próbować słuchać błędnika – trudno o większy błąd. Ten jest w nirwanie. Oczy – też Ci nic nie podpowiedzą. Jest tylko pozycja sterownicy względem Twojego ciała i strzałka. Trochę nawet klaustrofobiczne.

Znika góra i dół. Teraz Twoja cierpliwość naprawdę zostanie wystawiona na próbę. Minuty, a może i dłużej. Jeśli strzałka przestała współpracować, patrz się na środek sterownicy i mocno trzymaj speedbar. Czekaj. W tej chwili masz prędkość poziomą – to dużo więcej niż spadający na zapasie, modlący się, żeby chmura nosiła słabiej niż 7 m/s. On z noszenia się nie wydostanie, a do tego czeka go nieprzyjemny kontakt z ziemią. Masz skrzydło, które Cię niesie i to być może w dobrym kierunku. A powietrze dookoła może i jest przesycone parą wodną, ale dzięki temu dłużej wytrzymasz bez wody. Czyli nawet kilka dni. Uważaj na zimno, ale przecież wziąłeś podwójne rękawice, prawda? Dla ciepła zawsze możesz zabawić się w bębniarza na sterownicy.

Jeśli nie złapała Cię burza, chmura wypluje Cię najwyżej na 4 km. Ale jeśli dopełniłeś wszystkich kroków, najczęściej będzie to 200 – 300 m powyżej podstawy. Podziwiaj widoki.