Zapowiadały się 3 mocne dni w Pińczowie, ale 24h prognozy i rzeczywistość skutecznie popsuły zabawę.
Tak wyglądała prognoza na poniedziałek, (mapa na 17, trasa od 11 do 17):
Już na lotnisku obserwowaliśmy, jak piękne CU powiększają się i rozlewają po całym niemal niebie.
Pierwsze hole nieskuteczne, ale później... coś zaczęło się dziać w powietrzu i terma odżyła - Fernendo wystartował pierwszy skutecznie i zameldował spod ciemnej, rozlanej chmury 3m/s.
Nie było na co czekać i wkrótce sam byłem w powietrzu, ale noszenie znalazłem dopiero nad Młodzawami. Przelotowo nadal wyglądało to słabo, jedynie na SE był szlaczek... niestety musiałem przelecieć z 10 km, aby na skraju tej "autostrady na niby" znaleźć kolejne silne noszenie.
Dalej było już coraz lepiej i zacząłem realizować plan lotu do Masłowa. Tam podstawy podniosły się niemal na 2100, a wygląd kumulusów na SW zapowiadał, że duży tr. FAI może być jednak realny.
Po drodze wykręcałem się nad centrum Kielc (wys. ok. 1900m)
Podstawa na wylocie z nad Kielc
Kiedy przypomniałem sobie, że mi tato mówił, aby nie oceniać po samym wyglądzie, było już za późno... Już z dużo niższej wysokości widać zamek w Chęcinach.
40 km dalej, po 4 godzinach lotu i po przeleceniu łącznie 108 km, siedziałem już na wykoszonej trawie i zastanawiałem się, gdzie się podziały kształtne CU, skoro widzę jedynie zacieniające wszystko placki.
30 min później po raz kolejny kumulusy zakpiły ze mnie, bo się bezczelnie odrodziły i szczerzyły do mnie swoje białe zęby.
Fernando tymczasem zaszalał i puścił się z wiatrem za Połaniec... Jakby to nieładnie nie zabrzmiało, to za jego 75 km należą się gratulacje.
PS. dzięki Marcinowi za zwózkę - inaczej by mnie komary na tej łące żywcem zjadły.