Tak się złożyło, że piątek i początek soboty musiałem spędzić w Zieleńcu służbowo. Już wcześniej wymyśliłem sobie, że jak będę tak blisko, to wykorzystam okazję i w drodze powrotnej do domu zahaczę o Fly Rancho.

Sezon szkoleniowy już się zaczął, więc jak dotarłem do Mieroszowa, okazało się, że jak chcę polatać, to zmuszony będę zrobić to sam... Andrzej i Wojtek musieli zająć się kursantami. Nie zastanawiając się, spakowałem Merlina na dach i wspólnie z Robertem (paralotniarzem) ruszyliśmy na Róg. Spotkaliśmy tam kilku lokalnych paralotniarzy, którzy po tzw. "dupozlocie" zwijali się z myślą o Rudniku. Obaj z Robertem podjęliśmy decyzję, że również tam pojedziemy.

Na miejscu okazało się, że jest całkiem całkiem, wiatr idealnie w twarz 5-6 m/s. Zastanowiło mnie tylko, dlaczego przy takich warunkach nikt z lokalnych pilotów nie lata... Na startowisku czekało na trochę spokojniejszy wiatr pięciu skandynawskich paralotniarzy. Bardzo sympatyczni, jeden nawet pomógł mi na ostatnich metrach podejścia. Niestety Merlin swoje waży...

W tzw. międzyczasie doszło na start jeszcze trzech polskich pilotów, a warun się trochę uspokoił. Zanim rozłożyłem swoją lotnię, trójka Polaków i czterech Skandynawów wystartowało. No i od razu wyjaśniła się zagadka, dlaczego przy takich warunkach takie pustki na Rudniku... Jak tylko pierwsze skrzydło pojawiło się w powietrzu, pojawił się również jastrząb. I nie miał zbyt pokojowych zamiarów. Do każdego glajta dobierał się po kilka, kilkanaście razy. Widok był niesamowity, 20-30 metrów nad skrzydłem jastrząb pikował i uderzał pazurami w pokrycie. Nie skutkowały krzyki i trzepanie sterówkami, - dopóki skrzydła znajdowały się blisko lasu, ptak atakował. Niestety na tyle skutecznie, że zmuszone były odchodzić od stoku...

Zastanawiałem się, jak bojowo nastawiony ptak potraktuje lotnię. Jednak zdecydowałem się na start, przecież nie będę jej znosił... Miałem to szczęście, że za mną wystartował jeszcze jeden ze Skandynawów i to nim zajął się jastrząb. Ciekawe dlaczego, mimo że lecieliśmy praktycznie w tym samym rejonie (w dodatku byłem pierwszy), ptak nie zdecydował się zaatakować mojego skrzydła. Odstraszyło go górne olinowanie, kształt skrzydła, a może większa prędkość???

Robert i jeszcze jeden z glajciarzy oszczędzili swoje skrzydła i znieśli sprzęt na dół, co miało zresztą plusy, nie musieliśmy wracać pieszo na górę po samochód.

W niedzielę miała wiać północ ze wschodnią odchyłką, więc wybór padł na Dzikowiec, tym bardziej, że jeździ już tam wyciąg. Gdyby nie możliwość wjazdu na szczyt, chyba nie dałbym rady wdrapać się tam ze sprzętem. Obsługa wyciągu bardzo sprawnie pomogła mi zapakować lotnię i kokon na kanapę i w komfortowych warunkach dostałem się na szczyt. Niestety musiałem trochę poczekać aż wszyscy paralotniarze wjadą na górę (obsługa musiała zatrzymać wyciąg).

Na szczycie było jakieś 5 do 8 m/s, kilkanaście paralotni i jedna lotnia. Niestety późny wjazd i moje tempo rozkładania spowodowały, że jak byłem gotowy, wiatr osłabł, a większość glajtów była już w powietrzu. Ta moja opieszałość kolejny raz się na mnie zemściła. Nie mogłem już czekać na trochę silniejszy wiatr, bo był przede mną jeszcze powrót do domu... więc zaliczyłem "dupozlot" z Dzikowca i udane lądowanie w metrowej trawie. Ciężko było wynosić stamtąd lotnię...

Ogólnie, jak zwykle mogło być lepiej, ale i tak znowu przewietrzyłem gnaty, zaliczyłem pierwsze górskie starty na nowym skrzydle i czegoś tam się nauczyłem. Na pewno tego, że jak są dobre warunki, to trzeba je wykorzystywać bo się mogą skończyć. No i jak w pobliżu jest paralotnia, bojowo nastawiony ptak i ja, to nie muszę martwić się o swoje skrzydło... - ale tego to już na 100% pewny nie jestem.


pozdrawiam
Tomek







Róg - startowisko
foto (2008) by Piotrolot





Róg - lądowisko
foto (2008) by
Pichori
Tomek dopisał kilka cennych wskazówek nt. lądowiska na Rogu:
"Na Rogu nie ma oficjalnego jednego lądowiska, jest kilka łąk i pól, na których można wylądować (oczywiście nie lądujemy w uprawach). Najważniejsze jest, aby nie latać i przede wszystkim nie lądować blisko pasących się tam koni, jak konie stoją na jednej łące, to ląduje się na drugiej. Jak lądowałem tam pierwszy raz i o tym nie wiedziałem, jeden z koni się spłoszył i właściciel pola chciał przejechać traktorem po mojej lotni. Na szczęście udało się całą sytuację wyjaśnić, w zamian obiecałem mu, że będę krzewił wiedzę na temat lądowania na jego łąkach."





Rudnik - startowisko, lewa strona
foto (2009) by
Juras63





Rudnik - startowisko, prawa strona
foto (2009) by
Juras63





Dzikowiec - startowisko
foto (2008) by
Andrzej





Dzikowiec - lądowisko
foto (2008) by
Andrzej
Tomek dopisał kilka cennych wskazówek nt. lądowiska na Dzikowcu:
"Oficjalne lądowisko na Dzikowcu jest zbyt małe, aby wylądować tam lotnią, szczególnie wyczynówką. Dlatego ląduje się na polach po prawej stronie góry za linią energetyczną i o tych drutach trzeba wiedzieć jak odchodzi się od stoku. Trzeba mieć zapas wysokości, żeby bezpiecznie nad nimi przeskoczyć, teren jest trochę pofałdowany. No i trzeba pamiętać o wysokiej trawie, nie jest łatwo, bo ze startowiska niestety nie widać lądowiska."







Miejsca do latania w okolicach Wałbrzycha
- KLIKNIJ W MAPE -