zdjeciaPostanowiłem opowiedzieć o swoim nowym, lecz już nie nowym nabytku.
Ale może od początku.

Po "rajdzie" z góry Żar z moją poprzednią lotnią w dość trudnych warunkach, bo przy wietrze 11m/s, doszedłem do wniosku, że powinienem przesiąść się na nieco szybsze skrzydło.
Upatrzyłem je sobie już nieco wcześniej, ale przed tym musiałem nabrać pewności, oczywiście co do swojego wyboru.










Przeglądałem w tym celu niezliczone ilości filmików w YT i opisów na stronach różnych, związanych tematycznie z moim zamiarem.
Wreszcie po uzyskanych poradach i uwagach od przyjaciół i znajomych, jako praktyków – serdecznie za nie dziękuję – , zapadła decyzja.
Zakupiłem u producenta lotni Seedwings z Austrii używanego (lecz niewiele) CROSSOVER-a 15.

Poprzednia moja lotnia to Seedwings Funky17.
W kompletnej mojej niewiedzy wtedy na temat wyboru tej pierwszej (szkolnej) lotni pomógł mi - tak jak i teraz również - mój instruktor Andrzej B. Z pomocą w tych transakcjach zakupowych pospieszył również Piotr A. z Germanii.
W owym czasie dla mnie, czyli dla początkującego pilota lotniowego, Funky 17 było idealnym skrzydłem. Wybaczające błędy, miękkie w sterowaniu, a jednocześnie precyzyjne z dużą nośnością, fantastycznie posłuszne. Tu nie będę powielał już istniejących opisów na temat Funky. To jest najważniejszy powód, dla którego pozostałem z Seedwings. Jeśli ktoś przyjrzy się produktom tej firmy, zauważy, że w jej produktach nie ma rzeczy zbędnych i dodatkowych, a są tylko nieodzowne.

Zanim wykonałem pierwszy lot moim Crossoverem, byłem cały jakiś "nieswój"; miałem mieszane myśli. Powracałem do filmików w YT, koncentrując się na startach i lądowaniach. I na chwilę pomagało – uspokajały.
Nadszedł wreszcie piątek wieczór i chwila wytchnienia po pracowitym tygodniu – po obejrzeniu prognoz pogody na sobotę, pojawiła się nadzieja… Szybki telefon do przyjaciela, który potwierdza dzień lotów – umawiamy się na spotkanie na startowisku. Następnego dnia na startowisku przed lotem znajomi dodają otuchy, lecz nikt nie zna poziomu emocji w takich chwilach, bo u każdego ten poziom jest inny i wprost proporcjonalny do świadomości.
Czekał mnie hol na lotni, na której nigdy wcześniej nie latałem, nawet z górki. Tuż przed startem zdenerwowanie sięga zenitu, Darek P. wszystko sprawdzając, poprawia moje niedociągnięcia.
I właśnie wtedy Matka Natura przychodzi z pomocą – wiatr się odkręca w plecy. Jak się okazało przez cały dzień tylko raz, wtedy. Przypadek? Niezwykły. Odetchnąłem i uspokoiłem się – tego było mi potrzeba – aby nabrać ciut dystansu.
Następne podejście i pierwszy start na Crossoverze wykonałem bezbłędnie – wyszedłem. Już w powietrzu lekka nerwówka – przyzwyczajony do poprzedniego, w nowym skrzydle za mocno nim bujałem, ale tylko przez chwilę. Szybko sprecyzowałem ruchy sterownicy. Kiedy uspokoiłem skrzydło, szło jak po szynach, osiągając wznoszenie (jak później odczytałem z wario) 10m/s. 304mnpt i z lekkim stresem jeszcze, wypiąłem się.

Teraz na luzie bez smyczy już, wysoko, jestem skoncentrowany na zachowaniach skrzydła, równocześnie obserwując wskazania przyrządów. Wario pokazuje raczej opadanie, ale wszyscy mówili już, że nie ma noszeń, więc się nie przejmuję. Spoglądam na wskazanie prędkości względem powietrza (oczywiście przybliżone) i sterując prędkością, próbuję odnaleźć równowagę lotni. Jest trochę powyżej 30km/h. Przyspieszenie – wystarczy przyciągnąć 2cm sterownicę, aby odczuć je natychmiast. Kiedy pomyślimy o zakręcie, to lotnia już o tym wie i wystarczy w niego tylko wejść, przy czym nie ma tendencji do ześlizgów, nawet w głębszych zakrętach (pod warunkiem, że utrzymujemy proporcjonalną prędkość). Crossover po prostu wykonuje posłusznie wszystkie polecenia bez zastanowienia.

Lądowanie – wziąłem pod uwagę większą doskonałość lotni i wydłużyłem podejście do lądowania. Ostatni zakręt zwracający lotnię w kierunku do wybranego miejsca. Łagodnie lecz nie wolno podchodzę do lądowania. A teraz ten zbliżający się ostatni ułamek sekundy lotu, w którym trzeba wypchnąć sterownicę, tak aby bezpiecznie wylądować – kiedy? Teraz! W górę ręce. Nie, nie poddaję się, to wyraz raczej sukcesu, bo Crossover mięciutko ląduje.

Jest wspaniała – każde słowo opisu producenta jest prawdziwe. Weźcie sobie do serc również to, jak producent sklasyfikował lotnie – DHV-2. Z całym szacunkiem dla wszystkich początkujących lotniarzy – to nie jest lotnia dla początkujących.
Ale się rozpisałem. Dodam tylko, że nie żałuję ani jednego centa i ani jednego kilometra drogi po Crossovera.
Tu zamieszczam filmik z tego wydarzenia:


{youtube}hZxp2D96F54{/youtube}



zdjecia