No tak, tylko zapomnialo Ci sie Maciej napisac jaki to sposob..
Skoro tak to sam napisze, to bardzo prosty sposob.
Otoz zawsze najpierw przypinam kokon do lotni, a dopiero pozniej sam wpinam sie w kokon.
Nigdy nie łażę w kokonie, a nawet jak go przymierzam po cos, to zanim wepne do lotni najpierw go zdejmuje, potem wpinam i dopiero znow wchodze w niego.
Metoda zrodzila sie sama. Zanim wzbogacilem sie o porzadny lotniowy karabinczyk, malem do dyspozycji tylko paralotniowe, slabsze i to pozyczone.
Nie ufalem im za bardzo wiec zabezpieczalem sie podwojnie i bylo to na tyle skomplikowane i niewygodne, ze z zalozonym kokonem nie moglbym tego powpinac. Dlatego najpierw zawsze podpinalem kokon, a potem sie do niego pakowalem. Pozniej mimo ze juz to wpinanie jest latwe na jednym karabinku, to nawyk zostal. I pielegnuje go do dzis, bo wlasnie dzieki nie mu nie mam szans na start bez podpiecia.
Ale tak pozatym, to i tak nawykowo kontroluje przed startem czy jednak ten karabinek jest zakrecony i na swoim miejscu, a juz przed samym startem unosze lotnie za sterownice tak zebym poczul jak ciagna mnie pasy udowe.
Tak mi to weszlo w krew, ze wyglada troche jak moj tik nerwowy, ktory wykonuje calkiem bezwiednie. A im dluzej czekam na start tym wiecej razy to robie. Wyglada to troche jak poprawianie sie przed startem, ale nic to, takie male udziwnienie, ale bardzo dobrze dziala.
Nawet Córcia Dasia - Dominika, uchwycila ten moj tik kontrolny na zdjeciu.
Edytowany przez: JacekJJ, w: 2008/09/21 06:16