-
Agi
-
-
Wylogowany
-
Sympatyk, Sponsor lotnie.pl 2016
-
-
Posty: 2953
-
Oklaski: 19
-
Otrzymane podziękowania: 338
-
-
-
-
|
.
.
Lotniarz, Motolotniarz, Szkoleniowiec, Konstruktor i Zawodnik, - żyjąca Legenda Europejskiego Lotniarstwa. Właściwie już dawno powinna byłam Go przedstawić w tym wątku i to jako jednego z pierwszych.
Z pewnym jednak ukrytym zamiarem czekałam do dnia dzisiejszego, ale na ten temat za chwilę.
Zdecydowana większość z nas doskonale Go zna ze startowisk, ze wspólnych lotniowych wyjazdów, i wreszcie z naszej strony lotnie.pl.
Jest dla nas niemałym zaszczytem zaliczać się do grona Jego Znajomych i Przyjaciół. Paweł Wierzbowski, - to właśnie o Nim będzie dzisiaj mowa.
Paweł, dziś 11. kwietnia - wszystkiego najlepszego z okazji Urodzin!!! Żyj nam i lataj ponad sto lat, ku chwale polskiego Lotniarstwa.
Poniższe fragmenty pochodzą z artykułu, który ukazał się w Dzienniku Zachodnim dn.28.07.2006. oraz ze starej strony lotnie.pl.
Lotnia to całe życie
Paweł Wierzbowski jest szczupłym, opalonym mężczyzną. Dobiega pięćdziesiątki. Znaczną część swojego życia spędził w powietrzu. Wszystko zaczęło się na początku lat 70-tych, gdy studiował we Wrocławiu. W jednej z gazet zobaczył zdjęcia Amerykanina, który z najwyższego niemieckiego szczytu sfrunął na lotni.
Sam Paweł tak wspomina to wydarzenie:
Tego dnia nie zapomnę nigdy. Może to zbieg okoliczności, ale... 11 kwietnia 1973r, w dzień moich 20-tych urodzin Mike Harker poleciał z Zugspitze. Jego małe czarno-białe zdjęcie pod trójkątną lotnią, wycięte z gazety nosiłem zawsze przy sobie. Aż do momentu, kiedy zbudowałem własną lotnię! A wymiary, długości krawędzi natarcia wyliczałem na podstawie długości jego sylwetki pod lotnią. Zakładając, że miał 180 cm wzrostu. A na zdjęciu jego sylwetka mierzyła ... 8,5 milimetra!!!
Ale udało się i moja pierwsza lotnia latała!
I hobby stało się zawodem wyuczonym i wykonywanym do dzisiaj.
Choć wtedy studiował chemię, to rzucił się do rysowania swoich pierwszych projektów lotni. Metodą prób i błędów budował pierwsze konstrukcje. Tak zbudowane lotnie testował na jednym z wrocławskich wzgórz. Tam spotkał pracownika naukowego Akademii Wychowania Fizycznego w tym mieście.
- Wszyscy się śmiali z moich prób, a on mi dawał dobre rady. Szukał kogoś, kto na uczelni będzie uczył o sportach lotniczych - opowiada Paweł Wierzbowski. Wkrótce na wrocławskim AWF otwarto specjalizację lotniarską, a Wierzbowski został pierwszym w Polsce trenerem tego sportu z wyższym wykształceniem. Nowy kierunek został uznany przez Międzynarodową Federację Aeronautyki.
Skrzydła lotni zwykle mają około 10 metrów rozpiętości. Do tego dochodzi aluminiowa konstrukcja. A zaczęły się wyjazdy na zawody. Nic dziwnego, że uczelnia przydzieliła Wierzbowskiemu służbową Nysę. Dzięki temu, w swoim życiu zaliczył konspiracyjny epizod. Związał się z Solidarnością - kolportował podziemną prasę.
- Jak milicjanci widzieli w samochodzie jakiś wariatów z rurami, to nawet nas nie sprawdzali. A my przewoziliśmy bibułę - uśmiecha się lotniarz.
W tym czasie, na wrocławskim lotnisku sporty spadochronowe uprawiał Władysław Frasyniuk, ale o tym, że on również działał w podziemnej Solidarności, Wierzbowski dowiedział się dopiero w latach 90-tych.
Lotnia zawiodła Pawła Wierzbowskiego do Austrii. Osiadł tam na prawie 20 lat. Na kilkanaście dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, wyjechał na zawody. Co prawda był listopad, a późną jesienią raczej się nie lata, ale sportowiec nie miał problemów z otrzymaniem paszportu.
- Po każdym wyjeździe przynosiłem do komendy milicji paszport. Zawsze miałem ze sobą reklamówkę pełną czekolad i piwa. Stawiało się obok biurka i przez przypadek jej zapominało. Za dwa tygodnie znowu mogłem odbierać paszport - uśmiecha się na to wspomnienie lotniarz.
W Austrii uzyskał azyl polityczny. Po roku mógł podjąć pracę. Zarabiał w fabryce okien, ale postanowił otworzyć warsztat i konstruować lotnie. Wynajął stare, nieczynne kino i tam zaczął budować swoje konstrukcje. Tę pierwszą, prototypową ma do dzisiaj. Nazywa ją dziadkiem i od czasu do czasu dzięki niej wzbija się w powietrze. Ten etap produkcji był najbardziej czasochłonny i wymagał największych nakładów finansowych.
- Po aluminiowe rurki musiałem jechać aż do Anglii. W Austrii i Szwajcarii sprzedawali tylko po 300-400 kg, a na tyle nie miałem pieniędzy. Zabawnie było jak z żoną i małym dzieckiem wracaliśmy busem z tymi rurkami. Musieliśmy płynąć promem do Francji, ale tam nas nie wpuszczono z powodu braku jakiś dokumentów. Przez dwa dni koczowaliśmy. Na szczęście francuski celnik polskiego pochodzenia nas dożywiał. Z powrotem odesłano nas na wyspy brytyjskie, gdzie już poprawnie wystawiono nowe papiery, ale nie mieliśmy za co wrócić. Na szczęście spotkaliśmy tam znajomych i dołożyli nam na podróż - opisuje Wierzbowski.
Po testach skonstruowanej przez siebie lotni, mający azyl polityczny Polak sprzedał w Austrii swoją pierwszą lotnię. Za pieniądze z tej transakcji Wierzbowski wybudował trzy kolejne. Gdy te znalazły nabywców, powstało dziesięć następnych. Tak rozkręcił się jego pierwszy biznes. Wszystkie latające konstrukcje spod jego ręki sygnował nazwą Vega.
- Był czas, że na sto lotni na zawodach 80 było mojej produkcji - dodaje Paweł Wierzbowski.
W 1986 roku dostał powołanie do austriackiej reprezentacji na lotniarskie Mistrzostwa Europy. O mały włos nie pojechałby na nie, ponieważ wciąż nie miał obywatelstwa tego kraju. Wystarczyło jedno pismo prezesa aeroklubu do prezydenta Austrii i za dwa tygodnie w swoich rękach Wierzbowski trzymał paszport potwierdzający, że jest obywatelem tej republiki. Ten start zakończył się dla niego wicemistrzowskim tytułem. W sumie barwy swojego drugiego kraju reprezentował przez 10 lat. W powietrzu spędził kilka tysięcy godzin. Może miałby więcej laurów, jednak stale budował lotnie.
- Jeden model buduje się przez 120 godzin. Trzy osoby przez tydzień mają pracę - wyjaśnia.
Na początku lat 90-tych skończył się boom na lotnie. Co raz więcej fanów znajdowały konstrukcje z silnikiem - motolotnie. Wierzbowski postanowił wrócić do Polski.
[/size]
cdn.
Edytowany przez: Agi, w: 2009/04/11 11:13
"Dzień bez zaglądnięcia na Forum, jest dniem straconym" - Dr Flatter
"Jak jest?? Jest lotnie!!"
|