Obecny tydzień to intensywny trening przed wyjazdem do Bassano. Pogoda dopisała, poniedziałek, wtorek latał Marcin i Sergiusz (zawodowo pilot ATR-72). Niestety wyjazd ze względu na spodziewane pogorszenie pogody w Bassano został odwołany. No trudno, tak bywa, wczoraj niewlele się zastanawiając pojechałem do Mieroszowa. Na miejscu było czterech lotniarzy: dwóch "mięczaków", ja i Marcin i dwóch "sztywniaków": Andrzej i Jarek. Do tego chmara paralotniarzy sondujących warunki. Było żaglowo, ale wiatr kręcił i zmieniał się, chwilami wszystkie glajty padały, chwilami zaś musiały bronić się przed przewianiem. Bywało że glajciarze czekali na mocniejszy podmuch do startu .. i dostawali takiego strzała że rzucało ich w las (3 przypadki). W czasie gdy ja z Marcinem lataliśmy spod rampy Andrzej z Jarkiem ustawiali wyciągarkę. Marcin był świeżo po przesiadce z Marsa na Synargie Club (pływający dźwigar) i miał trochę roboty z opanowaniem jej, szczególnie że warunki bynajmniej w tym nie pomagały. Ja zaś ... miałem stracha przed lataniem w takich warunkach, bo przyzwyczaiłem się już do spokojnego powietrza w lotach z Mosquito. Wszystko było dobrze z wyjątkiem lądowań, tutaj z powodu trudnych warunków musiałem się za każdym razem naprawdę mocno przyłożyć. Jarek zaś odpalił z holu na swoim Atosie i potem latał grubo ponad godzinę.
Wylądował zachwycony, mówił że był w stanie latać tak wolno jak paralotniarze jak i spokojnie mieć 80 km/h. Andrzej dwa razy poleciał na Extaxxy.
Ja z Marcinem mieliśmy już po 5 lotów gdy wiatr powoli zaczął słabnąć i glajciarze wykruszyli się ale została jeszcze jedna lina do której podpiąłem się ja i zrobiłem swój 3 hol. Tym razem nie rozkołysałem lotni ale znów za wcześnie się wyczepiłem, w każdym razie z uzyskanego przewyższenia poleciałem nad zbocze i latałem 8 minut na żaglu, tylko tyle gdyż warunki były słabe, podobnie jak i moje umiejętności
Ten lot zrobiłem z dwiema kamerami: jedna na kasku, druga na skrzydle, niebawem dostanę materiał z kamery na skrzydle i złożę fajny filmik szczegółowo pokazujący ten lot. Wróciłem zadowolony, teraz już naprawdę zaczyna się dla mnie prawdziwe latanie, po półtorej roku od rozpoczęcia I-go etapu. III etap zacząłem dwoma holami, duża (prawie setka) startów a przede wszystkim lądowań pozwoliła mi na bezproblemowe przejście na Mosquito, teraz tylko pozostaje mi się modlić o dobrą pogodę i wolny czas, ach jak mnie teraz skręca gdy widzę za oknem że pada. I jeszcze ciekawostka, Mieroszów ma to do siebie że wszędzie urywa łeb a tu jest akurat w sam raz. Przekonałem się o tym wracając do domu, czym byłem bliżej tym wiatr był mocniejszy i mocniej rzucało samochodem, w pewnym momencie boczny wiatr przesunął drabinę na dachu samochodu a lotnia omal nie spadła z niej, musiałem zatrzymać się i dodatkowo dowiązać lotnię do drabiny a drabinę do bagażnika. Pod domem było już spokojniej, ale bezchmurne niebo i soczewki na niebie wyraźnie mówiły co jest grane.
Na koniec wspomnę jeszcze o notorycznym braku kultury i złośliwościach glajciarzy, tym razem z okazji pojawienia się jej nowej formy: docinek przez radio. Najbardziej żenująca z nich miała następującą formę: gdy Andrzej stojący 100 metrów poniżej startu rozmawiał z Marcinem: Przygotuj się, przypnij do lotni, sprawdź podwieszenie, pomyśl jak wykonać lot, przypilnuj kątów natarcia i spokojnie wystartuj" wtedy ktoś dowcipny dodał: "a jak polecisz t o wylądujesz, wtedy podejdź do przodu, a jak podejdziesz do przodu to się obrócisz, a jak się obrócisz to dostaniesz w mordę".
pozdrawiam