zdjecia

Bardzo chciałem pojechać na majówkę do Pińczowa, niestety z różnych powodów do tego nie doszło.
Z moją psychą było bardzo źle i musiałem coś z tym zrobić…

Tak, wczoraj po raz pierwszy zażyłem Exxtacy.

 

 



Nie było tak łatwo, bo trudno ją zdobyć, lekarze nie wystawiają na nią recept, a w aptece też nie można jej dostać…
No, ale się udało, znalazłem ją w końcu, w sumie niezbyt daleko, bo w Zgorzelcu i to nie u jakiegoś dealera, tylko u jednego z naszych kolegów, (Tomek jeszcze raz dzięki!)
…No dobra nie będę już ciągnął tego wątku. Oczywiście chodzi o lotnię, a nie o preparat chemiczny. :evil:

Od dawna wiedziałem, że kolejnym etapem w lataniu z Mosquito będzie coś szybszego, z większą doskonałością. Jak poczytałem, pooglądałem i posłuchałem mądrzejszych od siebie, wybór padł na sztywniaka, a konkretnie na Exxtacy 160. Z uporem maniaka przeglądałem giełdy, informowałem wszystkich wkoło, że szukam. Niestety o ten model jest już coraz trudniej, a uparłem się na nią, bo nie trzeba jej przerabiać do latania z napędem.
I o dziwo dzięki lotnie.pl okazało się, że jedna jest do kupienia w Polsce!!!

Jaki świat jest mały, egzemplarz, którego od pewnego czasu jestem już posiadaczem, pierwotnie należał do Austriaka, od którego 2 lata temu kupiłem swój napęd, miał wtedy również do sprzedania 2 lotnie, - jedną nawet oglądaliśmy z Rolandem, jednak finalnie nie zdecydowaliśmy się na jej zakup (ta, którą nam oferował nie miała przeglądu DHV).
Tak więc zestaw, który kiedyś latał pod austriackim niebem, ponownie został skompletowany!!!

Cześć z Was już wie, że do latania podchodzę bardzo zachowawczo, potrzebuję czasu, aby się oswoić, przemyśleć, poukładać w głowie, nic na szybko. Tak było i tym razem. Mimo, że sprzęt leżał w garażu już od miesiąca, to nie poszedłem na łąkę z napędem, czy nie pojechałem na jakąś górkę, aby zrobić ślizg. Najpierw zbierałem informacje o konstrukcji, prosiłem o tłumaczenie różnych instrukcji (dzięki Bartek!), ba Roland podesłał mi nawet filmowy instruktaż jak rozłożyć lotnię, aby czegoś nie uszkodzić, a faktycznie jest o to bardzo łatwo.
Naoglądałem się, naczytałem, nagadałem i zacząłem wszystko to sobie układać w głowie, - ja nazywam to dojrzewaniem.

Jak czułem się już jak dojrzała, soczysta, ociekająca sokiem klapsa (gruszka), zabrałem się do naocznego zapoznawania się z nową dla mnie konstrukcją. Dzięki filmowi i instrukcjom, dość sprawnie złożyłem i rozłożyłem mój nowy nabytek. Przy okazji dotknąłem chyba każdego elementu tej konstrukcji, każde żeberko, każda linka, rurka czy element był przeze mnie dokładnie obejrzany, a nawet opukany (podobno na słuch sprawdza się, czy włókno węglowe nie jest uszkodzone). Zajęło mi to około 3 godzin, ale nie żałuję, bo potwierdziło się to, że sprzęt jest w dość dobrym stanie.

Pierwsza przymiarka nie napawała jednak optymizmem, ciężko było ją utrzymać na właściwych kątach i w ogóle jakaś taka nieporęczna. I znowu przyszła myśl: przecież ten ciężar nie może unieść się w powietrze… Trochę na takie myśli jestem już uodporniony, dlatego, jak okazało się, że na długi weekend nie będę mógł pojechać do Pińczowa, postanowiłem to sprawdzić tu na miejscu w Szczecinie.
Nie do końca jest to rozsądne, aby do nowej konstrukcji od razu podpinać napęd, więc na początku postanowiłem tylko ;) pobiegać na po łące i zupełnie przez przypadek zabrałem ze sobą również Mosquito.

Prognozy zapowiadały dość silny wiatr, a on jeśli chodzi o start i lądowanie na sztywniaku raczej pomaga niż przeszkadza. Na szczęście północny wiatr pomógł w przebieżkach z lotnią na sucho, (moja łąka w tym kierunku łagodnie opada). Jak tylko robiłem dwa pierwsze kroki, od razu trzymała się powietrza i szła po prostej bez żadnych problemów. Pobiegałem z nią na sucho kilkanaście razy i w końcu dojrzałem ostatecznie do tego, aby wyciągnąć z auta napęd i przygotować się do pierwszego lotu na Exxtacy.

Zarezerwowałem sobie cały dzień na te moje próby, więc bez presji czasu, na spokojnie przygotowywałem się do odpalenia. Jeszcze raz wszystko odtworzyłem sobie w głowie.
Mimo, że czułem wewnętrzną gotowość, stres się jednak pojawił, widać to zresztą na filmie, w jaki sposób mówię przed i po locie ;). Nie obawiałem się aż tak bardzo startu czy lądowania, bo tu nic strasznego wydarzyć się raczej nie mogło, bardziej tego, że sprzęt nie był oblatany klasycznie, nie byłem też tak na 1000% pewny, czy wszystko złożyłem tak jak powinienem, czy po starcie wszystko będzie ok.
Oczywiście w próbach na ziemi wszystko było idealnie, ale jakoś tak myśli cały czas krążyły wokół tych bardziej pesymistycznych scenariuszy. Brakowało mi pomocnika na starcie, szczególnie, że to był ten pierwszy raz, więc nie wszystko miałem dopracowane, ale i tak dość sprawnie przygotowałem się do tego debiutu.

Jak już stałem gotowy z pracującym silnikiem, poczułem spokój i wiedziałem, że nie będzie problemów. Rozpocząłem rozbieg i znowu po 2 krokach wiatr zabrał z moich ramion ciężar, przyłożyłem się do rozbiegu i już po kilkunastu krokach poczułem, że nogi są w powietrzu. No tak, nogi to nie wszystko… Niestety trawa na łące, z której startuję dość intensywnie rośnie, więc mimo, że już chcieliśmy oderwać się od ziemi, kępy wyższej trawy skutecznie przytrzymywały wąsy napędu i musiałem pomóc jeszcze kilkoma krokami. Trochę obawiam się startu we flaucie, może być ciężko.

Sam lot. No cóż, warunki do latania były średnie, kominy w zasadzie w poziomie, a nie w pionie, powietrze dziurawe z uskokami. I tu widać było przewagę Exxtacy nad Merlinem czy Funky. Mimo tak niestabilnych warunków nasz zestaw dość płynnie przecinał powietrze. Na Funky w takich warunkach w zasadzie powinno mnie cofać, a tu lecimy do przodu, ale radość!!!
W 20 minut obleciałem wszystkie kąty, które do tej pory oblatywałem w godzinę!!! W końcu zaczną się dłuższe wycieczki w tym również pod wiatr. Jeśli chodzi o sterowanie, to jest dość duża różnica choć ja jeszcze nie czuję tej lotni i w tym pierwszym locie trochę się z nią siłowałem, ale to już zasługa mojej głowy, a konkretnie stresu. Pod koniec prawie godzinnego lotu już czułem, że w zasadzie można nią sterować palcami. Zauważyłem delikatne opóźnienie w sterowaniu. Nie czułem też noszeń ciałem, musiałem bazować na vario, zupełnie inaczej niż na Melinie czy Funky, ale może to kwestia warunków. Nie zawsze udawało mi się również utrzymać stałą prędkość w locie po prostej, takie pompowanie, szczególnie przy całkowicie odpuszczonych klapach. Mam świadomość, że jeszcze nie czuję tej lotni, przemknęła mi nawet taka myśl: eeee chyba te sztywniaki to są trochę przereklamowane, ale jak zobaczyłem jak szybko leci pod wiatr, jak szybko nabieram wysokości na silniku i bez niego, jak delikatnie można nią sterować, jak nie chce opadać w locie swobodnym, - myśl ta prysnęła i mam nadzieję już nie wróci.

Lądowanie. Hmmm, najbardziej bałem się tego, że nie będzie chciała wylądować, albo że przejadę się brzuchem po wysokiej trawie. Tutaj też pozytywne zaskoczenie, po zaciągnięciu maksymalnych klap, to tak jak bym nacisnął przycisk "parter" w windzie, szła w dół gubiąc pięknie wysokość. Oczywiście mam świadomość, że duża w tym zasługa wiatru, ale już wiem, że się da. Nawet wylądować na nogach B).

Kolejny z moich lotniowych celów zrealizowany, okropnie się cieszę, że udało się go osiągnąć bez żadnych strat. Mam nadzieję, że zostanie tak dalej. Wielkie dzięki należą się Rolandowi, za film instruktażowy i rady, Piotrowi za rady i motywację (szczególnie za te Twoje filmy ze zmotoryzowanym Atosem), Tomkowi za to że rozstał się z Exxtacy na moją rzecz, Bartkowi za pomoc w tłumaczeniu instrukcji. Wielkie dzięki!!!!

Poniżej filmowa dokumentacja moich poczynań.

Pozdrawiam
Tomek



{youtube}Wpe04X1PciI{/youtube}


.