Cześć.
Dziękuję za gratulacje. Putin też już do mnie dzwonił. Obama jeszcze nie ale to pewnie z powodu różnicy czasu.
To był naprawdę super lot. Wszystko się układało tak jak sobie wymarzyłem. Kiedy myślałem wcześniej o takiej trasie to chciałem żeby były właśnie takie warunki. Słaby wiatr W, NW, super cumulusy i szlaki nad najwyższymi pasmami Gór Świętokrzyskich.
W poniedziałek zadzwoniłem profilaktycznie do Endrju czy można przyjechać bo zapowiadało się dobrze. Ostateczną decyzje o wyjeździe podjąłem po sprawdzeniu prognozy we wtorek rano. Cumulusy pojawiły się już około 9.30 i szybko podnosiła się podstawa.
Udało mi się rozłożyć Atosa w 40 min(to także mój rekord). Do startu byłem gotowy o 11.30. Niestety przy ubieraniu naderwałem kabel ptt przez co cały lot zrobiłem bez łączności. Startowaliśmy ok 11.45 i na 600 m znaleźliśmy komin. Po wykręceniu ruszyłem na trasę. Planowałem lecieć podobnie jak 2 miesiące temu, kiedy z Bartkiem przelecieliśmy 160 km. Trzeba było tylko rozciągnąć trochę punkty zwrotne i była szansa na 200. Moje kalkulacje zakończyłyby się spektakularnie już po 10 km, kiedy tradycyjnie między Pińczowem a Chmielnikiem nie zabrała mnie chmura. Poleciałem do następnej i miałem już tylko 600 m nad grunt. Na szczęście następna chmura porwała mnie skutecznie do góry wraz zapachem pobliskiej chlewni. Nie był to Chanel nr 5 ale i tak byłem szczęśliwy. Później już wszystko poszło gładko. Od chmury do chmury. Każda zabierała. Do pierwszego punktu zwrotnego doleciałem po 2 godzinach. Miałem tylko problem, bo na trasie miałem dwie wypasione chmury obok siebie i bałem sie pod nie wlecieć. Ostatecznie wycelowałem w miejsce gdzie się stykały i przeleciałem 70 km/h z lekkim wznoszeniem na drugą stronę ( godzina 13.30). Na punkcie zwrotnym była następna chmura, a potem skierowałem się na NW. A tam były szlaaaaakiiiiii. Leciałem po 10-15 km bez krążenia pod podstawami. Ekstaza. Ten bok zrobiłem najszybciej pomimo tego że leciałem pod wiatr ok. 15 km/h ( 13.45 - 15.10 ). Ostatni bok był z tylno-bocznym wiatrem. Nie było już szlaków ale chmury były jędrne. Zrobiłem dwa długie przeskoki i już byłem nad Morawicą. Czysta przyjemność. Potem w Kierunku Pińczowa. Zacząłem wierzyć, że uda się domknąć 200 jeśli czegoś nie zchrzanię. Rozciągnąłem trójkąt na W od Pińczowa. Kiedy odleciałem już 15km zostały dwie ostatnie chmury z których jedna nie zabrała, a druga bardzo słabo. Miałem 1000 m i 16 km do dolotu. Postanowiłem wracać nad lasami, ale wysokość zaczęła mi szybko spadać. Na szczęścia na 600 udało mi się podkręcić 200. Miałem dolot na styk i znowu zaczęły się pojawiać popołudniowe cumulusy. Jeden był na trasie i okazał się piękną dwójeczką. Już miałem pewny dolot a w dodatku po drodze wszystko zaczęło nosić. Doleciałem nad Pińczów na 600 m i musiałem uciekać z noszeń żeby zejść do lądowania. Lądowanie w zupełnie bez wiatru, ale na szczęście kufy uratowały mi sterownicę.
Obawiałem się , że może trochę braknąć do 200, ale po zgraniu lotu wyszło ponad 204.
Wielka szkoda,że nikt z lotniarzy nie przyjechał. Naprawdę można było zrobić parę fajnych wyników. Może w ten weekend? Endrju jest w pogotowiu do holowania. Przy okazjii wielkie dzięki dla Endrju za hol.
Pozdrawiam wszystkich i zachęcam. Przyjeżdżajcie latać do Pińczowa