-
Agi
-
Autor
-
Wylogowany
-
Sympatyk, Sponsor lotnie.pl 2016
-
-
Posty: 2953
-
Oklaski: 19
-
Otrzymane podziękowania: 338
-
-
-
-
|
Pozwolę sobie przenieść w to miejsce opis niesamowitego zdarzenia, które opisał Pulsar:
Start, ktorego sie nie zapomina.
Sa wczesne lata osiemdziesiąte jestem swieżo wyszkolonym pilotem lotniowym .Latam już z Żaru jestem dumny z tego faktu mam już zaliczone 3 loty hi hi jest lipiec kolejny weekend spędzam na Zarze jest kolo godz. 16 -stej zostaje nas trzech,młodych pilotów.Stara wiara juz poleciała.Rozkładamy się bardzo szybko ponieważ z północnej strony Żaru ,od Wadowic zbliża się burza.Wychodzimy po kolei na start i...konsternacja.Od Żywca w kierunku Żaru zbliża również front burzowy.Żar został "wzięty w kleszcze " frontów burzowych.Stoimy i naradzamy się.Nie wiemy,co robić.Rezygnujemy...Na szczycie nagle zjawia się nasz instruktor,który nakazuje przygotować się do startu.Startuję jako trzeci.Wiatr bardzo się wzmaga.Pierwszy start nieudany,cyrkiel...leżę w krzakach :roll Instruktor pogania mnie do ponownego startu.Nad szczytem Żaru jest już front burzowy ,twierdząc:"Leć ,lotnisko jeszcze widoczne!" Startuję.Po starcie natychmiast zostaję wessany w chmurę burzową,dostaję potężnego kopa do góry,wyrywa mi sterownicę z ręki,nie potrafię jej dosięgnąć.Mimo to czuję,że z ogromną prędkości wznoszę się do góry.Nie wiem gdzie jestem ,na jakiej wysokości,biją pioruny ,jest zupełnie ciemno.Udaje mi się dosięgnąć sterownicy,by ściągnąć ją na siebie i spróbować obniżyć lot.Manewr okazał się bezcelowym,sterownica wygięła się i opadam z sił.Wicher targa mną jak kukiełką.Jestem zrezygnowany i w duchu żegnam się z żoną i córką.Deszcz leje ,pioruny biją.Zdaję sobie sprawę w co się władowałem.Nie wiem,jak długo jestem w powietrzu.W pewnej chwili zauważam prześwit w chmurach,potężny rotor wyrzuca mnie z chmury.Gdzieś na wysokości tysiąca metrów odsłania się lotnisko.Do dziś nie wiem,w jaki sposób udało mi się wylądować.Dwaj pozostali lotniarze(w tym jedna koleżanka) również wylądowali.
Taką oto przygodę przeżyłem podczas czwartego lotu z Żaru.
Ciekawostka dla młodych pilotów : w owych czasach latało się bez spadochronów. :eek Ówczesne władze lotnicze spadochrony wycofane z Aeroklubów lub wojska, komsiyjnie niszczyły,aby się nie dostały w niepowołane ręce lotniarzy,he,he.Pozdrawiam wszystkich latających i nielotów!
Dodane przez Mesiek: Pulsar. Przepraszam ale "wyrwało mnie z butów"!!
To był jakiś chyba... nie wiem...obłęd instruktora ?
Co rzekł gdy wylądowałeś?
Powiedz tylko co było dalej. Zniechęciło Cię to czy nadal kontynuowałeś swoją przygodę z lotniarstwem ?
Takie zdarzenie z takim nalotem myślę że średnio zachęcające było
Pozdrawiam.
Dodane przez Alex: ...coś niesamowitego, ja bym chyba skonał ze strachu w czasie takiego lotu...
Dodane przez pulsar: Odpowiadam.W tych czasach instruktorzy wiedzieli bardzo mało na temat latania,bo i skąd mieli wiedzieć ,skoro byliśmy odcięci całkowicie od świata zachodniego.Sporadycznie docierały do nas informacje i na tych bazowaliśmy.Kurs instruktorski trwał 3 dni ,z czego 2 dni spędzało się na rozmowach i dyskusjach.Nie było żadnych przepisów,konspektów,instrukcji.Wiedza na temat latania na lotniach była szczątkowa.Wszyscy zdobywaliśmy wiedzę w praktyce,łącznie z instruktorami,czyniąc po drodze wiele błędów.Zdarzały się wypadki,również śmiertelne.Były również utonięcia.Wielu kolegów miało doświadczenia z latania na szybowcach ,samolotach,samolotach odrzutowych i stąd czerpaliśmy wiedzę.Na ten temat literatura była dostępna.Co dotyczy instruktora,to zapewne nie zdawał sobie w ogóle sprawy,skazując trzech kolegów w zasadzie na pewną śmierć.Po 2o - stu latach dopiero przeprosił mnie.Wcześniej sprawę bagatelizował.
Alex,piszesz ,ze "skonałbyś ze strachu",a jak myślisz co działo się w mojej głowie,kiedy zorientowałem się w co mnie władował instruktor,któremu zaufałem?To nie był lot,to było koziołkowanie,wznoszenie się w pionie i opadanie głową w dół.Uderzenia były tak silne,że byłem cały poobijany,udało mi się raz uchwycić sterownicę,próbowałem przyciągnąć ją na siebie w wiadomym celu ale szarpnięcia były tak mocne,ze myślałem iż mam powyrywane ręce z barku...Walka z tym żywiołem zdała się na nic.Leciałem na starej lotni Suun,która była bardzo wyeksploatowana ale miała bardzo masywną konstrukcję,rury główne 50,węzły z mosiądzu,linki 4,5 mm. Była bardzo ciężka ,że ledwo ją udżwignąłem i myślę ,że dlatego nie rozpadła się w powietrzu.Nie wiem ,jak wylądowałem.Lotnia zachowywała się dziwnie.Lądowałem jak na spadochronie,lotnia spadochronowała w pionie.Z własnego doświadczenia wiedziałem,że jeżeli nie zacznę znowu latać natychmiast uraz psychiczny spowoduje zablokowanie i strach przed ponownym startem.Wystartowałem po mc.stres był tak duży,że przeciągnąłem na starcie na północ i siedziałem na drzewach.Każdy z nas,latających miał wiele przygód ,ktore w miarę upływu czasu opiszę.LATANIE JEST PIĘKNE!!!Pozdrawiam,pulsar.
pozdrawiam
Agi
Edytowany przez: Agi, w: 2009/02/10 13:40
"Dzień bez zaglądnięcia na Forum, jest dniem straconym" - Dr Flatter
"Jak jest?? Jest lotnie!!"
|