Witam,
Na wstępie chciałem się z Państwem przywitać. Zaznaczam, że nie jestem ani lotniarzem, ani paralotniarzem, ale od lat bardzo interesuję się lotnictwem. Zarejestrowałem się na tym forum trochę przypadkowo, ale pewna rzecz sprzed lat ciągle nie daje mi spokoju. Zarejestrowałem się, bo nad Krakowem z którego piszę zobaczyłem dziś motolotnię, co jest rzeczą dość nietypową /szczególnie w styczniu/. Ta przelatująca maszyna obudziła we mnie wspomnienia aż z roku 1982- mianowicie katastrofę PM-2 "Ara", w której zginął jej pilot i konstruktor Jerzy Majewicz. Miałem wówczas niespełna 6 lat, ale ten widok ciągle mam przed oczami...
Co widziałem? Otóż spacerując z moim ojcem po parku w osiedlu Złotego Wieku przy wieżowcach, usłyszeliśmy nad nami nietypowy wibrujący dźwięk. Po chwili zobaczyliśmy bardzo powoli lecący samolot, który miał niezwykle kolorowe skrzydła. Maszyna wykonała kilka powolnych kręgów nad parkiem i zaczęłą oddalać się w kierunku wschodnim, czyli Wzgórz Krzesławickich i zalewu w Zesławicach. Po chwili stało się coś strasznego- samolot niespodziewanie runął na ziemię dosłownie "jak kamień". Uderzenie w pole spowodowało ogromny tuman kurzu i to wszystko. Sądzę, że w chwili katastrofy byliśmy w odległości 1,5-2 kilometrów od miejsca upadku, więc nie było sensu ani możliwości tam biec...Mój ojciec przechowywał gazetę "Echo Krakowa" z dnia następnego, w której pisano o wypadku i zamieszczono nawet jakąś fatalnej jakości fotografię. Niestety gazeta ta gdzieś zapodziała się w ciągu tylu lat.
Czy ktoś z Państwa znał może J. Majewicza?, czy wiedzą Państwo coś na temat przyczyn tej tragedii? /na stronie samolotypolskie.pl jest stwierdzenie o zmęczeniu materiałowym konstrukcji/. Przepraszam, że zaczynam moją obecność na Waszym forum od tak przykrego tematu, ale może dowiemy się coś więcej o tym nieszczęściu sprzed niemal 33 lat...
pozdrawiam