Pisałem ten artykuł z nadzieją, że młodzi i rządni „krwi” piloci rzucą się na mnie z pytaniami i rozpęta się dyskusja. A tu wreszcie po kilku dniach „stary”
się odezwał (nie gniewaj się).
Tak, swój plan zrealizowałem i powiedziałbym, że na więcej niż 100%. Bo byłem zaskoczony, że wszystkich „załatwiłem” na takim króciutkim odcinku. Staruszki, ktoś powie. Tak, ale jak jeden z nich jest aktualnym mistrzem Austrii (63 lata) i pokonał Ruhmera… Albo wymieniony Hans Kiefinger, reprezentant Niemiec. I można jeszcze paru wymienić.
1. Czy można było coś jeszcze poprawić. Raczej nie! Znalazłem moment, kiedy wracam(6,30’) i biorę „na celownik” Atosa, zupełnie nie potrzebnie. Bo był parę metrów wyżej? Chodzi mi o ten zły odruch, o którym wspomniałem w artykule. Byłem jeszcze w cylindrze startowym, tak że te 30 sek. nie miało znaczenia. Ale po co? Byłem już właściwie u podstawy i zdobyte 50 metrów musiałem za chwilę zbić, aby nie wejść w chmurę. Dlatego jestem taki zadowolony, że te montażowe oglądanie (do znudzenia) filmu nie poszło na marne. Latanie w chmurach jest zabronione, szczególnie w zawodach, co grozi dyskwalifikacją. Ale między chmurami nie. Uwielbiam takie latanie, ale staram się do minimum zredukować szanse na zderzenie z inną lotnią. Dlatego przegląd sytuacji i obserwacji musi być i pozostawać pod kontrolą. Chyba widać to na filmie, jak parę razy brutalnie ściągam, aby nie wejść w gęstą chmurę. Te inne, przez które przelatuję, może wyglądają groźnie, ale to tylko na filmie.
2. Co doradzić młodym zawodnikom? Wybierając się na zawody koniecznością jest wcześniejsze zapoznanie się z terenem. Czyli jeśli się tu nie latało, to trzeba przyjechać odpowiednio wcześniej i oblatać okolice. Przynajmniej okolice startu. To podstawa! W zawodach nie ma czasu na szukanie, gdzie stoją kominy. To już trzeba wiedzieć. Także od miejscowych. Wybadać możliwości lądowania w polu i wysokości pewnego dojścia do lądowiska. Ważne podczas finiszowania do mety. Zapamiętać charakterystyczne punkty, skały, szczyty, maszty itp. Daje to lepsze samopoczucie i pewność siebie, gdy wracając z trasy, nagle rozpoznajesz, gdzie jesteś. I bez patrzenia na wario wiesz co robić.
Także najbliższe waypointy należy poznać, organizator podaje je wcześniej.
Tu zacytuję Piotrolota:
„Serwus Pawel @ , popatrzyłem na ta ścianę i Twój lot . W obrębie punktu zwrotnego miałeś nie wiele pól awaryjnych. Znalezienie sie w tym miejscu było ryzykiem. … Miałeś cel i byłeś zdopingowany przez konkurencje , aby go osiągnąć. Pewne rzeczy weszły Ci juz w krew.”
W obrębie punktu zwrotnego byłem akurat najbliżej oficjalnego lądowiska. Patrząc wtedy na te inne lotnie o 500 metrów niżej, to też miałem mieszane uczucia. Ale to też złudzenie. Cały ten teren miałem oblatany dzień przed zawodami. 3 godziny wałęsałem się po okolicy. Po szczytach i nad doliną. A dodatkowo, to była już chyba trzecia konkurencja.
Cytuję dalej:
„O taktyce zacząłeś się już zastanawiać po fakcie.” I „Powiadam sobie Tak - wybieram się na nieznaną wycieczkę - Pragnę tego i tak mi dopomóż Bóg.” O Boże, toż Ty masz wielką wiarę! I chyba ON Ci pomaga w tych lotach (czego już doświadczyłeś). Bo takie podejście jest niedopuszczalne!
Liczyć na coś, że może się nie przydarzy? Podziwiam Cię! W dodatku po tylu „cudach”! Nie wyobrażam sobie teraz takiego lotu. Chyba bym w porty zrobił. 40 lat temu tak, latałem chyba na euforii i ON miał mnie też w opiece.
W zawodach, podczas konkurencji myśleć, czy dolecę do jakiegoś lądowiska? Już przegrałeś! W zawodach musisz wiedzieć dokładnie, gdzie są granice bezpiecznego dolotu. Minimalnych wysokości, których nie powinieneś przekraczać.
Rozwinąłem dalej temat, więc na więcej zapraszam do mnie TU:
lotnie-vega.24tm.pl/?page_id=4481